Kiedy babcia zaczęła chorować, wszyscy w rodzinie zgodnie twierdzili, że będzie potrzebowała opieki. Byłam jedyną osobą, która mogła poświęcić jej czas, a więc decyzja zapadła szybko – miałam się nią zaopiekować. Byłam wtedy młoda, miałam swoje plany i ambicje, ale dla niej byłam gotowa to wszystko zawiesić. Ktoś musiał zająć się babcią, podać jej lekarstwa, zabierać na wizyty do lekarzy, a w trudniejszych momentach po prostu trzymać za rękę. Czułam, że to moja odpowiedzialność.


Każdy dzień był dla mnie wyzwaniem. Z czasem babcia potrzebowała coraz więcej pomocy. Trudne dni i nieprzespane noce stały się moją codziennością. Mimo to czułam, że robię to, co należy. Były momenty, w których miałam wrażenie, że wszystko mnie przerasta, że poświęcam siebie i swoje życie dla kogoś innego, ale za każdym razem pocieszałam się myślą, że robię coś dobrego – i że rodzina to doceni.


Rodzice, niestety, rzadko przyjeżdżali. Ich obecność ograniczała się do odwiedzin w święta i telefonów, kiedy chcieli zapytać o stan zdrowia babci. Mówili, że pracują, że nie mają czasu na tak częste odwiedziny. Ich życie toczyło się dalej, a ja utknęłam w świecie codziennych obowiązków wobec osoby, którą kochałam, ale która powoli gasła. Często pytałam, co będzie z mieszkaniem, z naszymi planami na przyszłość, ale nigdy nie uzyskałam jednoznacznej odpowiedzi. Ufałam, że skoro oddałam tak wiele, to rodzice to dostrzegą.


W końcu nadszedł ten dzień, którego tak bardzo się bałam. Babcia odeszła spokojnie, trzymając mnie za rękę. Czułam, jak ogarnia mnie ogromny smutek i pustka – po miesiącach wspólnego życia wypełnionego troską, nagle zostałam sama. Zaczęłam myśleć o tym, co dalej, jak teraz ułożyć swoje życie, jak odbudować siebie po tym wszystkim.


Kilka tygodni po pogrzebie dowiedziałam się jednak, że rodzice zapisali mieszkanie… mojej siostrze. Byłam w szoku. Cała moja ciężka praca, miesiące opieki, trud i poświęcenie nagle przestały mieć znaczenie. Pamiętam, jak stałam w progu ich mieszkania, słuchając, jak tłumaczą, że siostra potrzebuje mieszkania, że „miała zawsze ciężej ode mnie.” Jakby to, co przeszłam z babcią, było nieistotne, jakby moje życie i wszystkie nieprzespane noce nie znaczyły nic.


Moja siostra była dla nich bardziej godna, ważniejsza – a ja, mimo że poświęciłam babci całą siebie, czułam, że zostałam z niczym. Nie chodziło mi o samo mieszkanie, ale o to, jak mnie potraktowali, jak zamknęli ten rozdział, zapominając o wszystkim, co dla nich zrobiłam. Poświęciłam młodość, plany, energię, wierząc, że rodzina będzie mi wdzięczna. Ale zamiast tego usłyszałam, że moje zaangażowanie to było „oczywiste” – że to przecież moja rola.


Dziś czuję, że straciłam nie tylko babcię, ale też wiarę w to, że moje poświęcenie miało jakiekolwiek znaczenie. Pozostawiło mnie to z gorzkim poczuciem żalu i złości – bo, jak się okazało, prawdziwa wdzięczność i sprawiedliwość to coś, czego nie można tak łatwo znaleźć nawet w rodzinie.