Zawsze czułam, że moja relacja z mamą jest napięta. Odkąd pamiętam, wszystko, co robiłam, było dla niej niewystarczające. Nigdy nie pochwaliła mnie za osiągnięcia w szkole, nie zrozumiała moich wyborów życiowych, a każdy mój sukces spotykał się z chłodnym komentarzem. Gdy powiedziałam jej, że zaręczyłam się z Markiem, tylko wzruszyła ramionami i odparła: „Nie wiem, czy to dobry wybór.” Zamiast szczęścia, w jej oczach widziałam tylko rozczarowanie.


Im bliżej było do ślubu, tym bardziej czułam, że nie chcę jej tam widzieć. Miałam wrażenie, że jej obecność zniszczy to, co dla mnie najważniejsze – radość z tego dnia, który miał być jednym z najpiękniejszych w moim życiu. Kiedy wyobrażałam sobie nasze wesele, widziałam mamę siedzącą na końcu sali, z tą samą chłodną miną, krytykującą wszystko – suknię, kwiaty, a nawet mojego męża. Zawsze mnie raniła, ale nie chciałam, żeby zrobiła to w dniu, który miał należeć do mnie.


„Nie zaprosisz swojej mamy na ślub?” – zapytał mnie Marek, kiedy poruszyłam ten temat. Wiedziałam, że to kontrowersyjna decyzja, ale powiedziałam mu wszystko. Jak przez całe życie czułam, że nie jestem dla niej wystarczająco dobra. Jak jej obecność paraliżowała mnie i sprawiała, że przestawałam wierzyć w siebie. Marek słuchał w ciszy, a potem powiedział: „To twój dzień, i tylko ty masz prawo decydować, kto tam będzie. Jeśli jej obecność cię zrani, nie musisz jej zapraszać.”


Z każdym dniem coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że nie mogę zaprosić mamy. Miałam prawo chronić siebie i swoje szczęście. Wiedziałam, że ta decyzja z pewnością wywoła skandal w rodzinie, ale pierwszy raz postanowiłam zadbać o siebie.


Kiedy w końcu napisałam do mamy, że nie będzie zaproszona, odpowiedziała mi tylko jednym zdaniem: „Zawsze wiedziałam, że nie jestem dla ciebie ważna.” Poczułam ukłucie bólu, ale zaraz potem przypomniałam sobie wszystkie lata, kiedy to ja czułam się nieważna dla niej.
Mój ślub był piękny, pełen miłości i radości. Ale gdzieś w sercu czułam cień smutku, że w tak ważnym dniu zabrakło kogoś, kto powinien być najbliżej.