Nie lubię życia w mieście, nawet jeśli pękasz. Czyste powietrze, obfitość świeżych warzyw i owoców, spokojne tempo życia i prości ludzie, to właśnie lubię w wiejskim życiu.
Rozwód miał miejsce około 15 lat temu. Miałam wtedy 40 lat. Szczerze mówiąc, nie martwiłam się tym specjalnie, ponieważ byłam przyzwyczajona do tego, że nie gubię się w wiosce. Uczucia do męża już dawno wygasły, jeśli w ogóle były, więc nie było powodu, by ronić łzy na próżno. Ale małe dziecko wymagało opieki i uwagi, a bez funduszy to nie wchodziło w rachubę.
Na wsi niestety nie da się zarobić...
Przynajmniej jeśli nie jesteś przewodniczącym rad lub kimś w tym rodzaju. A moja koleżanka z klasy niedawno wróciła z pracy. Brzęczała w uszach, jak wspaniale jest w innym kraju, jakie tam są wysokie pensje, a ludzie są o wiele milsi niż u nas.
Jak możesz sobie wyobrazić, dało mi to do myślenia. Spędziłam wiele bezsennych nocy wyobrażając sobie, jak wrócę do domu z pieniędzmi, zaprowadzę syna do szkoły, będę cieszyć się życiem i nie będę myśleć o niczym innym.
Sześć miesięcy później, zebrawszy dosłownie wszystko, co miałam, zabrałam się do pracy. Włochy to oczywiście słoneczny kraj, ale tam czekała na mnie tylko praca. Długo nie będę opowiadać o tym, jak nauczyłam się języka, właściwie będąc już sama w kraju. Jak rok później zostałam okradziona. Jak przepędziłam „kawalerów”, którzy przysięgali wieczną miłość.
Dwa lata minęły bardzo szybko. Okazało się jednak, że sporo zaoszczędziłam. To by mi wystarczyło na jakiś czas. I to nawet jeśli nie mieszkasz na wielką skalę. Potem postanowiłam zostać trochę dłużej, a potem dłużej.
W rezultacie przez ponad 13 lat pracowałam za granicą. W tym czasie syn skończył edukację, dojrzał i znalazł sobie pannę młodą. Cały czas wysyłałam mamie pieniądze, więc niczego nie brakowało.
Ponadto postanowiono nie oszczędzać pieniędzy w banku, ale kupić trochę ziemi w pobliżu naszej wioski i powoli budować duży, piękny dom. Chciałam wrócić do domu, gdy budowa była zakończona.
Cóż mogę powiedzieć, swoją swatkę i synową znam od dawna: komunikowałyśmy się przez łącze wideo, przez Internet. Miejskie kobiety, ale nie są złe. Mój syn dorastał i był wobec mnie nieco apatyczny, ale tego nie zauważyłam: taki wiek i długo się nie widzieliśmy. Przyjdę i wszystko się ułoży.
Wesele było na miejscu. Było wielu gości, z których oczywiście znałam tylko kilku. Nawiasem mówiąc, zapłaciłam za to prawie sama. Rodzina panny młodej nie miała pieniędzy, ale nie było to dla mnie ciężarem. Jedyny syn się żeni!
A teraz, po tych wszystkich uroczystościach, podchodzi do mnie swatka i pyta, kiedy w takim razie wracam. Oczywiście mówię, że nie wracam do Włoch: wszystko, co chciałam, już zarobiłam. Czas odpocząć. Trochę później stałam się nieświadomym świadkiem rozmowy swatki z jej córką, że powinnam być jakoś przydzielona do starego domu mojej matki, bo zostaję.
Okazuje się, że przez te wszystkie lata pracowałam jak cholera, żeby mój syn mieszkał tam z żoną i to jest jedyny sposób! Byłam w 100 procentach pewna, że zamieszkamy tam wszyscy razem, bo taki był cały zamysł. Ale podążając za postawą mojego własnego dziecka, nagle zdałam sobie sprawę, że jemu samemu nie przeszkadza takie życie, osobno ode mnie. Jaki niewdzięczny... Moja swatka jednak była już gotowa z nimi zamieszkać.
Swatce powiedziałam, że jednak wracam, ale nie posyłałam już więcej pieniędzy. Wydzwaniali, pytali o przelewy, a potem okazywali złość, gdy ich konta pozostawały puste. Swatkę szybko dzieci wyrzuciły do domu starców, bo zajmowała im miejsce i wtrącała się, choć nie dawała im ani grosza pomocy finansowej.