Siedzę przy łóżku mamy, wpatrując się w jej wychudzoną twarz. W pokoju unosi się zapach leków i przytłaczająca cisza, przerywana jedynie jej płytkim oddechem. Lekarz powiedział, że zostało jej niewiele czasu. Umiera. A ja, zamiast czuć żal i smutek, czuję coś zupełnie innego – ciężar wspomnień, które przez lata gromadziły się we mnie jak ołów.


Mama nigdy mnie nie wspierała. Nigdy nie czułam jej miłości. Każde moje osiągnięcie, każdy sukces, spotykały się z chłodnym spojrzeniem lub komentarzem: „Mogłaś się bardziej postarać.” Kiedy jako dziecko przynosiłam jej rysunki, nie patrzyła na nie z dumą, tylko pytała, dlaczego nie są tak ładne jak te od mojej siostry, Kasi.


Kasia zawsze była tą ukochaną. Zawsze w centrum uwagi, zawsze chwalona. A ja? Byłam cieniem. Tą, która musiała zasługiwać na każde dobre słowo, które i tak nigdy nie padało. Nawet w dorosłym życiu mama wciąż traktowała mnie jak kogoś mniej ważnego. Gdy dzwoniła, to tylko po to, by mówić o Kasi, o jej dzieciach, o jej sukcesach. Nigdy o mnie. Nigdy nie zapytała, jak się czuję, czy czegoś potrzebuję.


A teraz jestem tutaj. Przy niej. Kasia powiedziała, że nie da rady przyjechać – ma za dużo pracy. Więc zostałam sama. Sama z kobietą, która nigdy nie dała mi miłości. Sama z moimi pytaniami, które przez całe życie pozostawały bez odpowiedzi.


Mama otwiera oczy. Są matowe, zmęczone, ale patrzy na mnie. Po raz pierwszy od lat widzę w nich coś innego – jakby ból, ale nie tylko fizyczny.


– Aniu... – zaczyna cicho, a jej głos jest słaby.


– Tak, mamo? – odpowiadam, próbując brzmieć spokojnie, choć w środku wrze we mnie burza.


– Chcę ci coś powiedzieć… zanim odejdę – mówi z trudem, jakby każde słowo ważyło tonę.
Czuję, jak serce mi przyspiesza. Co może mi powiedzieć? Coś, co zmieni te wszystkie lata?


– Wiem, że zawsze myślałaś, że cię nie kochałam – zaczyna. – Ale to nie była prawda.
Zamarłam. Nie była prawda? Jak mogła to powiedzieć?


– Nigdy nie potrafiłam… pokazać ci tego. Byłam słaba. Twoja siostra… zawsze potrzebowała więcej uwagi. A ty… ty byłaś silna. Myślałam, że nie potrzebujesz mnie tak, jak ona – mówi, a jej głos zaczyna drżeć.


Silna? Myślała, że nie potrzebuję? Czy to miało być usprawiedliwienie? Łzy napływają mi do oczu. Wszystkie te lata bólu, odrzucenia, poczucia, że jestem nieważna – teraz mam uwierzyć, że to dlatego, że widziała we mnie siłę?


– Mamo… przez całe życie czułam się niewidzialna – mówię w końcu, a mój głos łamie się. – Myślałaś, że jestem silna? Nie byłam. Potrzebowałam cię tak samo, jak Kasia.


Mama zamyka oczy, a po jej policzku spływa pojedyncza łza.


– Wiem, Aniu. Wiem, że zawiodłam. Przepraszam… – szepcze, ledwo słyszalnie.


Cisza w pokoju staje się nie do zniesienia. Patrzę na nią, na kobietę, która była dla mnie jednocześnie matką i największym źródłem bólu. Chciałam ją nienawidzić, ale teraz, widząc jej słabość, jej łzy, nie potrafię. Łzy spływają mi po policzkach, a ja chwytam jej dłoń, delikatną i zimną.


– Kocham cię, mamo – mówię cicho, choć w środku czuję, że te słowa bolą bardziej niż cokolwiek innego.


Nie wiem, czy mnie usłyszała. Jej oddech staje się coraz cichszy, aż w końcu cichnie zupełnie. Trzymam jej dłoń, patrząc na jej spokojną twarz, i zastanawiam się, czy te słowa były prawdą. Ale wiem jedno – teraz, gdy odeszła, nie ma już miejsca na gniew. Jest tylko pustka.