Drogie kolczyki kołysały się w uszach, jej palce zdobiły pierścionki. Wysoka fryzura, kostiumy. Jej mąż rozpieszczał ją, a jej ukochane dziecko - syn Sławomir, skąpany w promieniach rodzicielskiej miłości.

Miał to, co najlepsze w swoim dzieciństwie, nawet w czasach niedostatku. Joanna mieszkała w przestronnym trzypokojowym mieszkaniu. I zawsze zaciskała usta, kiedy przychodziła odwiedzić sąsiadkę, ciocię Martę.

Przyjaźniła się z nią. Cóż, jako przyjaciółka musiała się z kimś komunikować. Ciotka Marta była matką wielu dzieci. Trzech synów, córki. Mąż zmarł wcześnie. Sama wychowywała dzieci. Chłopcy wyszli z ulicy zmarnowani, z podartymi kolanami i brudnymi dłońmi. Tak dzieci witały się z matką i szły do łazienki się oporządzić. Przyjaciółka była oburzona.

„Przynajmniej umyj ręce. Oni są tacy niewychowani! Oto mój Sławomir. On wcale taki nie jest! Zawsze czyść, myj uchwyty. Na co ciocia Marta, uśmiechając się dobrodusznie, odpowiedziała:

„Tak, dzieci! Wszyscy są zainteresowani, ale to ja piorę im ubrania ”. Ale przyjaciółka tylko się uśmiechnęła.

Dumnie wyszła na podwórko. Tam czasami spotykała inną sąsiadkę, Larę. Ona i jej mąż mieli już ponad czterdzieści lat. Nie mieli dzieci. Joanna uwielbiała prawił morały Larze, które zaczęły się od słów:

Jesteś pustym kwiatkiem, Laro. Zobacz, jakim cudem ten mężczyzna cię nie opuścił. Nie ma dzieci. Tutaj będziesz stara, kto da ci szklankę wody? Kto się tobą zaopiekuje? I umrzesz sama. Oto mój Sławomir. Moja nadzieja. Taki dobry chłopiec. Wiem, że nigdy nie będę sama.

Podejdzie teraz i zapyta: „Mamo, co mogę ci przynieść? Mewa? Albo cukierki? Złoty chłopiec rośnie! Lara nie jest tym urażona. Taka była z natury. I tylko odpowiedziała:

Tak, Joanno. Masz szczęście, że coś wiesz. Tój syn jest taki dobry. Nie chłopiec, ale cud! Joanna wyprostowała włosy i zaczęła mówić o zaletach swojego syna. Czas minął. Sąsiedzi cioci Marty wychowywali chłopców i uczyli się do zawodów. Córka kucharza. Oni, podobnie jak Joanna, mieszkali także w trzypokojowym mieszkaniu, gdzie wkrótce najstarszy syn przyprowadził żonę, urodziło się dziecko. Joanna podeszła do nich i była przerażona. Jak dużo ludzi!

Koszulki z pieluchami, wszystkie jedna na drugiej. Zawsze brakuje pieniędzy. I nadal chodzą tak szczęśliwi z byle czego. To dla niej inna sprawa! Dom jest pełny. Sławomir studiuje w instytucie. Miał być szefem i tak się okazało. Szczęście matki nie znało granic.

Przyćmiło tylko to, że mężczyzna nie żył, nie widział, jakim synem stał się wielki człowiek. Idąc jak zwykle do cioci Marty, Joanna ponownie zacisnęła usta ze słowami: „Och, Marta”. Jakie masz dzieci? Prości pracownicy! I nadal jesteś z nich dumna! To byłoby coś, przynajmniej ja je kształciłam.

Tutaj mam dobrego Sławomira, teraz głowę. - Więc czego uczyła ich Joanna?

Joanna wkrótce miała wnuki. Katarzyna i Krzysztof, których uwielbiała babcia. Mijały lata, starsze kobiety powoli zaczęły się poddawać. Pewnego dnia ciotka Marta straciła nogi. Joanna patrzyła przez okno, jak jej przyjaciółka, gruba kobieta, jest wnoszona do samochodu przez dwóch synów. Stary samochód wjechał prosto na werandę. Wzdychając, wypiła krople na serce. Ponownie wyjrzała przez okno.

Podjechał jeepem Sławomir z paczkami. Matka pospieszyła do drzwi. Ciotka Marta była leczona przez długi czas. Straciła dużo na wadze i teraz każdy z jej synów mógł z łatwością nosić ją samą w ramionach.

Pewnego dnia Sławomir spotkał na ulicy syna cioci Marty, Andrzeja. Po prostu zabrał matkę do domu i poszedł do sklepu z torbą. - Słyszysz, czy nie jesteś zmęczony? Byłbym głupcem na twoim miejscu przez długi czas majstrować ze starą kobietą, która nie chodzi. Trzeba ją też umyć i tak dalej.

Nosisz ją do toalety? - powiedział Sławomir.

Dlaczego teraz to powiedziałeś, co? To jest moja mama! Wychowała nas czworo razem! A kiedy byliśmy mali, ona myła nas i prała pieluchy, jak to jest? Sprzątała po nas, nie spała w nocy. Pracowała, gdzie mogła, żeby nam coś kupić! Twoja mama też cię wychowała - zmarszczył brwi Andrzej.

Cóż, nie porównuj mnie ze sobą. Zawsze dobrze nam się żyło. I nie trzeba znowu porównywać dzieci, którymi miło się opiekować, z cuchnącą staruszką - zaśmiał się Sławomir. Andrzej złapał go za klatkę piersiową. Za nim podbiegł jego brat Michał.

"Nie musisz, Andrzej!" Mama znowu jest chora, idź do domu! A potem ciocia Marta nagle wstała. Zataczając się cicho, zaczęła iść. Z pomocą dzieci wyszła na podwórko i usiadła na ławce. Owinęli ją kocem.

W wiosenne popołudnie Sławomir przyszedł do matki, która nie wstawała od kilku dni. Była szczęśliwa i wyciągnęła rękę do syna. - Mamo, tak jest. Jesteś kompletnie chora. I Krzysztof zdecydował się ponownie ożenić.

Ogólnie zabiorę cię w dobre miejsce, już się zgodziłem. Tam jest ośrodek! Pielęgnacja, piękno. Uzgodniłem już, że przygotowania zaczną się pojutrze. Przygotuj się więc już teraz, odwiedzimy cię - wykrzyknął radośnie Sławomir.

Joanna słuchała go i nic nie rozumiała. Cóż za piękne miejsce? Dlaczego Krzysztof przeprowadza się tutaj do jej mieszkania? - Synu, więc pozwól mi mieszkać z Krzysztofem? Albo z tobą i Natalią?

Nie potrzebuję dużo miejsca. Synu, nie potrzebuję kurortów! Chcę być z tobą! Łzy spływały po pomarszczonych policzkach Joanny. - Mamo, dlaczego jesteś jak dziecko? Młodzi ludzie potrzebują starszej kobiety z sąsiedztwa? Mają własne życie. I mamy gości cały czas, ty kładziesz się, potrzebujesz opieki.

Natalia pracuje, nie dba o ciebie. Ja też nie mam czasu. Mamo, zbierzmy się razem, teraz przyjdą ludzie, pomogą nam. - Synu, nie musisz, nie będę ci przeszkadzała, Sławomir - szlochała starsza kobieta. Sławomir był jednak dużym rozczarowaniem.

Nie dotknęły go łzy matki. Joannie pomogli wyjść na werandę. Tam zobaczyła swoją przyjaciółkę, ciocię Martę. Ona, jej synowie i córka właśnie mieli opuścić ogród. Załadowane sadzonki, worki ziemniaków. Rozmawiali żartobliwie. I w tym momencie Joanna nagle tak desperacko zapragnęła iść z nimi. Jej przyjaciółka ją zobaczyła, machnęła ręką. Powiedziała coś do swojego syna Andrzeja.

Po chwili podszedł do Sławomira. Odciągnął go na bok. - Moja mama pyta, gdzie poszła twoja z tymi rzeczami - zapytał Andrzej. - Do lasu po orzechy! Sławomir zaśmiał się. I kontynuował: - Umieściłem ją w domu opieki. Miejsce jest dobre, opieka tam jest też dobra, pielęgniarki, jedzenie. Odwiedzę mamę.

A Joanna, podchodząc od tyłu, nagle zaczęła pytać syna: - Sławomir, pozwól mi zostać, Marta i ja będziemy razem, Sławomir, proszę! - Co jeszcze!

Zjesz ubogą kaszę gryczaną, o której mówiłem? Cała ty, nawet nie pytaj! Joanna została zabrana. Zmarła trzy tygodnie później. Serce nie mogło tego znieść. Przez cały ten czas Sławomir nigdy nie odwiedzał swojej matki. Tak więc kwestia szklanki wody na starość i tych, którzy będą jej służyć, pozostaje otwarta.

Jak informował portal "Życie PL": NAJGORSZE DOPIERO PRZED NAMI? NIE JEST WYKLUCZONE, ŻE W NAJBLIŻSZYM CZASIE DOTRZE DO NAS TRZECIA FALA PANDEMII

Przypomnij sobie: CAŁA POLSKA KOCHAŁA SIĘ W „DOKTOR QUINN”! JAK WYGLĄDA DZIŚ JANE SEYMOUR? NIE SPOSÓB UWIERZYĆ, ŻE AKTORKA JEST W WIEKU WIELU BABĆ! TYLKO BRAĆ PRZYKŁAD

Portal "Życie PL" pisał również: KRZYSZTOF JACKOWSKI KOLEJNY RAZ OSTRZEGA POLAKÓW! WIZJA, KTÓRĄ PRZEDSTAWIŁ OSTATNIO NAPAWA NIEPOKOJEM. CO TAKIEGO ZOBACZYŁ JASNOWIDZ