- Proszę, mamo, przyjdź i posiedź z Anią. Mam wysoką gorączkę i okropny ból gardła! Tak źle się czuję! Pomóż mi!
- Przykro mi, Lena, ale nie mogę przyjść. Jestem teraz na działce i nie zamierzam wracać do miasta! - odpowiedziałam synowej.
Kiedy powiedziałam o tym sąsiadce, zaczęła mnie besztać.
- Co ty wyprawiasz, Wanda? Przecież ty naprawdę jesteś w mieście, a nie na działce! Lenie naprawdę trudno jest opiekować się małym dzieckiem, gdy jest chora! Przecież to dziecko ma pewnie dopiero dwa, trzy miesiące!
- Moja wnuczka ma trzy miesiące. Ale moja synowa na to zasługuje! Od pięciu lat staram się z nią zaprzyjaźnić. Dałam im dużo pieniędzy na ślub. Pomogłam im wyremontować mieszkanie.
Kupiłam im wszystko do mieszkania! A oni ani razu mi nie podziękowali! Wiedzą tylko, jak kupować drogie ubrania, telefony i jeździć na wakacje!
Kiedy Lena była w ciąży, zabrałam ją do lekarzy, których znałam. Sama zawoziłam ją na badania do szpitala.
Przynosiłam jej nawet pudełka z jedzeniem, kiedy rodziła. A zanim została wypisana, posprzątałam mieszkanie syna i synowej. I nikt mi nie podziękował.
- Ale, Wandziu, często jest tak, że dzieci biorą wszystko za pewnik.
- Dokładnie to uważają za oczywiste. I odmówiły mi pomocy, kiedy je o to poprosiłam. Tylko raz! Wracałam z wizyty u siostry. Miałam dużo ciężkich toreb. Poprosiłam Romka, żeby przyszedł na stację i odebrał mnie.
Romek się zgodził. Lena zadzwoniła do mnie później i powiedziała, że powinnam wziąć taksówkę na dworzec i sama wrócić do domu.
- Romek musiałby wyjść z pracy! A to takie niewygodne! Poza tym pociąg przyjeżdża wcześnie rano! Romek się nie wyśpi i będzie niewyspany w pracy! - powiedziała mi synowa.
- Ale Lena ma rację! Branie niepotrzebnego urlopu z pracy nie jest dobrym pomysłem. Szefowie zazwyczaj tego nie lubią. A twój Romek utrzymuje teraz całą rodzinę, musi trzymać się swojej pracy.
- Mylisz się, Magda! Mógł wziąć urlop! Wziął, kiedy musiał zawieźć Lenę i dziecko do szpitala. A ja rzadko o coś proszę. Byłam bardzo zła na syna i synową. Dobrze, że miałam dobrych towarzyszy podróży. Pomogli mi wynieść bagaże z wagonu. Ale sama nie mogłam ich dalej nieść.
- Więc co zrobiłaś?
- Co mogłam zrobić? Wynajęłam tragarza! A potem pomógł mi taksówkarz. Zaniósł nawet moje ciężkie torby prosto do mojego mieszkania. Dziękuję mu bardzo! Był obcy!
Mój własny syn odmówił mi pomocy. Ani on, ani moja synowa nawet do mnie nie zadzwonili, żeby dowiedzieć się, jak się tam dostałam. Wtedy postanowiłam, że już im nie pomogę! - Wyjaśniłam moją sytuację sąsiadce.
Myślę, że mój syn i synowa stali się dość bezczelni. Okazuje się, że cały czas muszę im pomagać, a oni nie pomagają mi ani razu? Czy to normalne? Nie sądzę!