Dobrze, że jej dzieci mają rodziców, którzy muszą się martwić o kupno owoców dla swoich pociech, a moje kotki mają tylko mnie.

Kiedy próbowałam zasugerować mojemu synowi, że ma już kilku spadkobierców, nikt nawet mnie nie słuchał.

Uznałam, że to oni sami muszą sobie z tym poradzić. Teraz mieszkam z moimi kotami i słucham wykładów mojej synowej.

Moja synowa pracowała jako kasjerka w supermarkecie. Prawie cały czas była na zwolnieniu lekarskim, ponieważ nie mogła znieść skandalicznych klientów. Ma dość ognisty temperament i nie dziwię się, że zawsze kłóciła się z klientami.

Szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie, jaki ma temperament, bo mieszkałyśmy osobno. Ja mam własne mieszkanie, a oni wzięli kredyt hipoteczny.

Syn prawie sam spłacał kredyt, bo synowa praktycznie zawsze była na urlopie macierzyńskim albo na zwolnieniu lekarskim.

Kiedy urodził im się pierwszy syn, chciałam im pomóc, w końcu to mój jedyny wnuk. Ale synowa wprost mnie odesłała. Powiedziano mi, że poradzi sobie bez mojej pomocy i rady.

A ja przychodziłam tylko w odwiedziny, sprawdzić, co u wnuka, pójść z nim na plac zabaw, poczęstować go czymś smacznym i nie byłam już zainteresowana opieką nad dzieckiem.

Synowi było bardzo trudno spłacać miesięczne raty kredytu hipotecznego — żona na urlopie macierzyńskim, małe dziecko. Ale starał się, nie narzekał.

Oczywiście było mi go żal, ale nie mogłam mu pomóc finansowo, poza ugotowaniem czegoś smacznego na obiad.

Próbowałam go uspokoić, powiedziałam, że niedługo jego dziecko pójdzie do przedszkola, a żona skończy urlop macierzyński i będzie trochę łatwiej.

Ale, jak się później okazało, synowa wcale nie planowała pracować. Kiedy mój wnuk miał dwa lata, ogłosiła, że znów jest w ciąży i będzie miała dziecko.

Próbowałam im powiedzieć, żeby jeszcze trochę poczekali, ale synowa szybko mnie zbeształa:

- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy! U nas wszystko w porządku. Nie prosimy o pomoc!

Skoro oboje tak zdecydowali, to po co mam się wtrącać, są teraz dorośli, niech sami to załatwią.

Co więcej, nasze relacje z synową tak naprawdę się nie poprawiły, a po jej stwierdzeniu, że wtrącam się w ich sprawy, generalnie wolałam milczeć. Ja mam swoje życie, oni mają swoje.

Syn ciągle mi narzekał, że pieniędzy na nic nie starcza, a z jego opowieści rozumiałam, że nie wszystko w ich rodzinie jest bezproblemowe. Ale milczałam.

Po raz pierwszy pokazano mi mojego drugiego wnuka, gdy miał sześć miesięcy. To były urodziny starszego i pozwolono mi przyjść.

Kupiłam prezenty dla obu wnuków, trochę produktów (domyślałam się, że będą ich potrzebować).

Zostałam kilka godzin i poszłam do domu. Synowa udawała, że mnie nie ma i nawet nie posadziła mnie przy stole, choćby po to, żeby napić się herbaty.

Jestem już starą kobietą i nie potrafię dostosować się do wszystkich jej zachcianek. Przestałam więc ich odwiedzać, nikt mnie tam nie zapraszał, a ja nie chciałam o to prosić.

Najstarszego wnuka widywałam regularnie, syn przychodził z nim do mnie. Najmłodszy został w domu i prawie go nie widywałam.

Ich sytuacja finansowa jeszcze się pogorszyła. Kapitał macierzyński, który dołożyli do kredytu hipotecznego, niewiele poprawił sytuację. Mój syn coraz częściej wyznawał, że wszystkie ich kłótnie wynikają z braku pieniędzy.

Mówił, że jego żona nawet nie próbuje oszczędzać, ale on nie jest synem milionera. I znowu postanowiłam nie ingerować w ich życie.

Któregoś dnia wpadłem na moją synową w supermarkecie. Znowu była w ciąży. Spojrzała na mój koszyk z zakupami.

- Więc taka jesteś! Twoje wnuki tygodniami nie widzą owoców, a ty kupujesz takie drogie jedzenie dla swoich kotów! - Niemal wykrzyczała na cały sklep, złapała za rękę najstarszego wnuka i pospieszyła do wyjścia.

Zastanawiam się, czy to moja wina, że ja pracuję i mogę nakarmić moje koty, a oni nie mogą kupić owoców dla swoich dzieci?

Moja synowa wie, ile jeszcze muszą zapłacić za kredyt hipoteczny, jaka jest pensja jej męża, a ona znowu idzie na urlop macierzyński i próbuje mnie o coś oskarżyć!

Zrobiłaby sobie przerwę między macierzyńskimi, popracowała trochę i wtedy starczyłoby jej na owoce dla dzieci. Dlaczego ona mnie obwinia?

Oczywiście, teraz pewnie w ogóle nie pozwoli mi widywać wnuków, jestem złą babcią, bo nie oddaję im wszystkich pieniędzy.

Ale co ona sobie myślała, kiedy rodziła dzieci jedno po drugim? A syn też jest dobry, nie może jej nic powiedzieć, bo to też jego rodzina.