Natka, przygnębiona, poszła do kąta ze swoimi zabawkami, a nauczycielka, podchodząc, wyjaśniła, że jej matka napisała oświadczenie do dyrektorki — nie oddawać dziecka nikomu poza nią i jej mężem.
Widząc moje zdezorientowane spojrzenie, nauczycielka przeprosiła:
- Przykro mi, ale nie mogę nic zrobić, poczekamy na rodziców...
Moja córka wyszła za mąż pięć lat temu. Dwa lata później dali nam naszą laleczkę, oczywiście pobiegłam pomóc, a kiedy Natka poszła do przedszkola, pomogłam jej rodzicom, zabierając ją najpierw po obiedzie, potem po popołudniowej drzemce, a nieco później płynnie przeszliśmy na "pełny etat".
Rodzice Natalki pracują w dość intensywnym tempie. Zięć w ogóle może przyjść bliżej dziesiątej wieczorem, Marta, córka, też według napiętego harmonogramu, nawet jeśli nie ma pracy, z firmy nie wypuszczają ich przed szóstą.
Któregoś razu przyjechałam ich odwiedzić w weekend, przyniosłam paczkę ciastek, Natce — słodycze i zabawkę, usiedliśmy przy herbacie i zauważyłam, że Marta przytyła, a jej chód się zmienił. Wkradło się podejrzenie:
- Czy ty nie jesteś w ciąży?
- Zamierzam, ale nie przez przypadek! Różnica wieku będzie w sam raz.
Właśnie wtedy miałyśmy starcie. Ich dochody pozostawiają wiele do życzenia, oszczędzają każdy grosz, mieszkanie jeszcze nie spłacone, w pracy boją się pójść do toalety, przepraszam, my z teściami staramy się im pomóc najlepiej jak potrafimy, a oni zdecydowali się na kolejne dziecko!
Powiedziałam to wszystko córce bezpośrednio, bez ukrywania się, zięć natychmiast pobiegł do Natki, nie chciał kontynuować rozmowy, a Marta i ja rozwinęłyśmy temat w pełni.
Kiedy powiedziałam, że raczej nie poradzę sobie z dwójką dzieci, moja córka odpowiedziała ostro:
- A nie! Nie prosiliśmy cię, żebyś zajmowała się Natalką, sama biegasz, więc teraz będziemy musiały radzić sobie same!
Jak to "same"? Wnuczka nie lubi chodzić do przedszkola, jest dość nieśmiała, a przy dzisiejszych nadpobudliwych dzieciach jest jej ciężko, że zabawkę zabiorą, albo na huśtawce nie wolno, albo coś innego.
Wiadomo, dzieci to dzieci, ale żeby spędzać czas tam, gdzie jest się obrażonym i cisnąć do nauczycielki, szukając z nadzieją wyjścia, też nie w tym rzecz. Jeśli nie pozwolą mi odebrać Natki, automatycznie zostanie dodatkowe dwie godziny w przedszkolu. Komu to potrzebne?
O 19:00 zostały już tylko dwie nauczycielki, więc przepracowani rodzice czekają w grupie dyżurnej, gdzie gromadzą się zarówno młodsze, jak i starsze dzieci. Natka będzie się tam czuła jeszcze mniej komfortowo, a wszystko przez ambicje mamy.
Marta nadal jest nieugięta, a ja już się wycofałam, ale nic się nie zmienia:
- Niech siedzi w przedszkolu, a nauczyciele mają obowiązek być tam do 19:00.
Może się przyzwyczai, ale wiem, że Natalka chodzi do przedszkola ze łzami w oczach i bardzo trudno jest rano odczepić ją od mamy, a potem — cały dzień czekając, aż zostanie zabrana do domu.
Naprawdę mam nadzieję, że córka "odpuści" i wrócimy do starej rutyny, a także — cholera mnie bierze na język, żeby mówić o mojej pomocy i wieku. Milczenie jest złotem, to na pewno!