Nasze życie rodzinne nie różniło się od innych. Przez dwa lata wynajmowaliśmy mieszkanie. Potem udało nam się wziąć kredyt hipoteczny na dwupokojowe mieszkanie.
Oczywiście musieliśmy pożyczyć pieniądze od moich rodziców. Teraz spłacamy dług mamie bez odsetek, a bankowi z odsetkami.
Dwa lata temu urodziłam córkę. Nadal jestem na urlopie macierzyńskim. Ale nie siedzę mężowi na karku. Z zawodu jestem księgową, więc niektóre rzeczy mogę robić zdalnie. Pomagam komuś wypełnić deklarację, komuś innemu zrobić raport.
Za każdy dokument pobieram kilkaset złotych i tak wychodzi, że miesięcznie kilka tysięcy się uzbiera. Dla naszego miasta to normalna pensja. Myślę więc, że całkiem nieźle pomagam rodzinie.
Z mężem przez pierwsze lata mieliśmy wzajemną namiętność. Teraz jakoś wszystko przygasło. Nie ma kłótni, ale nie ma też ognia. Teściowa ma swój wkład w rozluźnienie naszego związku.
Teraz jest na emeryturze. Ma dwoje dzieci w odstępie 17 lat. Najmłodszy jest moim mężem. Późne dziecko, które dla mamy zawsze pozostaje małym dzieckiem. Zawsze jest jej go żal.
Na początku przychodziła do nas sprawdzać, jak karmię jej syna, jak czyszczę toaletę, jak uprałam jego ubrania. Musiałam się z nią bardzo pokłócić i zagrozić rozwodem, żeby się uspokoiła.
Ponownie postanowiła okazać troskę wraz z narodzinami wnuczki. Znowu trzeba było bronić swoich granic, niezależności. Przez ostatnie dziesięć miesięcy wszystko było normalne. Odwiedzała wnuczkę i zajmowała się wyłącznie nią. Nie wtrącałam się. Teraz wróciła.
Moja babcia miała siostrę, która mieszkała w sąsiednim mieście. Nie miała dzieci, jej mąż zmarł. Jedynymi jej krewnymi byliśmy więc moja mama i ja. Zostawiła swój majątek siostrzenicy. Za sześć miesięcy będziemy musieli go przejąć.
Właśnie świętowaliśmy drugie urodziny naszej córki. I moja mama mimochodem wspomniała, że chce zrzec się swojego spadku na moją korzyść. Kiedy teściowa dowiedziała się, o co chodzi, natychmiast zaczęła się zgadzać.
Urodziny się skończyły i teściowa zaczęła: Musimy sprzedać mieszkanie i kupić trzypokojowe. Mamy dwupokojowe, wystarczająco dużo miejsca. Ale kobieta uważa, że jeśli będziemy mieli kolejne dziecko, będzie nam ciasno.
To, że nie zamierzam mieć drugiego dziecka, w ogóle jej nie przeszkadza.
Ona mówi, że każdy na początku nie chce, a potem biega za drugim czy trzecim. Ale ja nie zamierzam zmieniać zdania. To dziecko było dla mnie bardzo trudne. Mąż mnie wspiera, ale tylko w kwestii dzieci. Jeśli chodzi o dziedziczenie, jest po stronie matki. Ale jemu chodzi tylko o samochód.
Nie chcę niczego sprzedawać i kupować innego mieszkania ani samochodu, bo gdy mąż mnie zostawi, pozostanie mi pół trzypokojowego mieszkania i pół samochodu. Mam gdzieś taki interes.
Poprosiłam mamę, żeby powiedziała, że zmieniła zdanie co do przekazania mi spadku. Zgodziła się. Tata chichotał, że teściową będzie swędzieć, będzie mieć pretensje do wszystkich. Niech i tak będzie. Majątek rodziców i tak trafi do mnie, jestem ich jedyną córką.
A teraz teściowa przyszła do nas z cenną wiadomością: jakaś krewna jej ciotki sprzedaje trzypokojowe mieszkanie. Już się z nią dogadała. Musiałam ją zdenerwować, powiedzieć, że mama zmieniła zdanie.
Było dużo oburzenia. Szczególnie o to, że umówiła już nas na oglądanie mieszkania. Powiedziałam jej, żeby sobie sama poszła oglądać. Co to ma wspólnego ze mną?