Zawód odcisnął piętno na charakterze: kobieta była skrupulatna, pedantyczna, a nawet tyrańska. Domagała się całkowitego posłuszeństwa i „budowała” nie tylko dorosłych synów, ale także ich żony.
Sąsiedzi i administracja narzekali na Bożenę: staruszka robiła afery z byle powodu. Po przejściu na emeryturę Bożena nagle zdała sobie sprawę, że nie ma absolutnie nic do roboty.
Początkowo kobieta udzielała korepetycji, jednak uczniowie, przekazując sobie nawzajem informacje o nauczycielce, stopniowo rezygnowali z zajęć. Nikt nie mógł znieść jej zachowania.
Z czasem osiadła w czterech ścianach i pogrążyła się w melancholii. Jej emerytura była niewielka, ale jej dzieci pomagały finansowo. Stanisław pracował jako kierowca ciężarówki, przywożąc absolutnie wszystko, od jedzenia po meble i sprzęt.
Jego starszy brat Antoni pracował w fabryce jako główny inżynier bezpieczeństwa, miał kontakty we właściwych kręgach i otrzymywał dużą pensję. Wykonywał drobne i większe naprawy mieszkania swojej mamy. Synowe chodziły do teściowej, żeby u niej posprzątać.
Wnuki nie lubiły odwiedzać babci. Zamiast w jakiś sposób zabawiać dzieci, Bożena sadzała je na korytarzu i zaczynała uczyć zgodnie ze szkolnym programem nauczania. Dzieci Stanisława i Antoniego, które pewnego razu spędziły trzy dni z rzędu u babci, zorganizowały bojkot. Rodzice musieli obiecać, że nigdy więcej nie zostawią ich pod opieką kogoś takiego na tak długi czas.
Zdając sobie sprawę, że nikt nie będzie wokół niej tańczył, Bożena zaczęła metodycznie nękać swoich synów. Kobieta nalegała, żeby kupić mały domek letniskowy, bez remontu, z działką pod ogród. Stanisław po konsultacji z rodziną, a następnie ze starszym bratem rozpoczął poszukiwania „letniej rezydencji”.
Matka nie była zadowolona z żadnej z proponowanych opcji. Jeśli na początku mówiła, że wystarczy jej stół i łóżko w domu, teraz nalegała na dodatkowe udogodnienia w postaci telewizora, prysznica i ogrzewania. Staś tłumaczył matce, że nie stać go na taki zakup: po prostu ani on, ani jego brat nie mieli tyle pieniędzy.
Bożena poczuła się urażona. Czy ona, która samotnie wychowała i wykształciła dwóch synów, nie zasługiwała na malutki domek nad brzegiem rzeki? Stanisław wiedział doskonale, że kłótnia z matką nie ma sensu. Poprosił żonę, aby z nią porozmawiała: mówią, że kobieta zawsze zrozumie kobietę.
Eugenia namawiała teściową przez trzy miesiące, a druga synowa Anna, przyłączyła się. Synowe wspólnie błagały Bożenę, aby sprzedała miejskie mieszkanie, przyjęła brakującą kwotę od Antoniego i Stanisława i wreszcie kupiła sobie dobry dom w sąsiedniej wsi z ogrzewaniem gazowym, wodą i wszystkimi udogodnieniami. Synowie byli gotowi sami pokryć koszty mediów.
Bożena wybrała najdroższy dom z drewnianą altaną, łaźnią i sadem, dwadzieścia metrów od rzeki. Bracia musieli zaciągnąć kredyty, żeby urządzić dom tak, jak chciała ich matka. Przeprowadzka trwała trzy lata. Latem Bożena w końcu przeprowadziła się do nowego domu.
Dzieci nie opuściły matki. Pomimo zaawansowanego wieku sama Bożenaszła do sklepu, otrzymała emeryturę i przygotowała miesięczny plan wydatków. Najwyraźniej ze względu na wiek do pedanterii dodano chciwość.
Emerytka zaczęła oszczędzać na zakupach spożywczych. W całej wiosce rozniosła się o niej zła sława: nie mając żadnego bydła (z wyjątkiem starego kota) i gospodarstwa domowego, Bożena brała od sąsiadów zepsute warzywa, owoce i pomyje. Nikt nie wie, co z nimi zrobiła.
Wszystkie rośliny uprawiane w ogrodzie zostały sprzedane osobom wynajmującym domki na lato. Nie zostawiała nic dla siebie, przestała się przygotowywać. Wszelkie wolne grosze wrzucała do „puszki”.
Kiedy sąsiedzi Bożeny zaczęli dzwonić do Stanisława i Antoniego z opowieściami o dziwactwach ich matki, bracia zaniepokoili się. Najmłodszy w przerwach między lotami postanowił pojechać na wieś i porozmawiać z mamą.
Przywitała go w starej podomce, połatanej w kilku miejscach. Lodówka była pusta. Robiło się ciemno. Stanisław chciał zapalić światło, ale matka mu zabroniła.
- Mamo co robisz? Co się dzieje?
- Nic się nie dzieje. Oszczędzam.
- Oszczędzasz? Na czym? Na własnej wygodzie?
- Czy wiesz, jakie rachunki za prąd przychodzą co miesiąc? To dla Ciebie dodatkowy wydatek! Przestałam oglądać telewizję. Włączam tylko na półtorej godziny dziennie, kiedy oglądam mój ulubiony serial.
- Mamo, gdzie są zakupy? Tydzień temu przywieźliśmy Ci kilka toreb! Był miód, półprodukty, truskawki, warzywa! Wyłączyłaś lodówkę czy co? Czy brakuje produktów?
- Nie, sprzedałam je sąsiadom. Do naszego sklepu tego nie przynoszą, nie każdy ma możliwość wyjazdu do miasta!
- Mamo, dlaczego? Sami opłacamy media, dajemy pieniądze, dostarczamy jedzenie! Dlaczego oszczędzasz?!
- Mam wszystkiego dość. Po prostu dla mnie to, co przynosisz, to za dużo. Resztę sprzedaję ludziom, czynię dobro. Dają mi pieniądze, ja daję im smakołyki.
Po powrocie do miasta Stanisław spotkał się z Antonim. Młodszy brat opowiedział starszemu o zmianach, jakie zaszły w ich matce. Anna, która pracuje jako terapeutka, konsultowała się z psychiatrą.
Specjalista stwierdził, że najprawdopodobniej kobieta zaczyna odczuwać zmiany związane z wiekiem. Warto wzmocnić nad nią opiekę. Bracia na zmianę odwiedzali matkę. W życiu codziennym Bożena była absolutnie sprawna: nie zapomniała wyłączyć palnika pod patelnią, na próżno nie rozpalała ognia i pamiętała podstawowe zasady korzystania z prądu. Na razie zdecydowano się odłożyć rozmowę na temat zamieszkania u jednego z braci.
Na dwa tygodnie przed końcem wakacji Eugenia pilnie musiała opuścić miasto. Anna nie mogła opiekować się dziećmi szwagra i jego żony: pracowała do późna. Lot Stanisława opóźnił się o trzy dni.
Możliwość znalezienia niani została natychmiast odrzucona: rodzina nie miała na to dodatkowych środków. Wysłali każdy wolny grosz do Bożeny. Postanowiła zwrócić się o pomoc do teściowej.
Dzieci odrzuciły propozycję odwiedzenia babci na jakiś czas. Do powrotu do szkoły pozostały niecałe dwa tygodnie. Nie chcieli zepsuć wrażeń z wakacji.
Eugenia musiała grozić: jeśli nie zgodzą się dobrowolnie, stracą Internet, laptopa i konsolę do gier do Nowego Roku. Nie było sensu kłócić się z mamą. Dzieci musiały się zgodzić.
Znając naturę swojej teściowej, Eugenia poszła wcześniej do sklepu i kupiła artykuły spożywcze. Kupiła wszystko: kaszę gryczaną, ryż, makaron, płatki owsiane, kilka opakowań mleka, pierś i udka z kurczaka, słodycze, ciasteczka, herbatę, różne konserwy, zioła i przyprawy, kakao. Nie zapomniała o chemii gospodarczej.
Wygodną flanelową piżamę kupiła jako prezent dla teściowej. Po przybyciu na miejsce Eugenia wręczyła teściowej pieniądze, na wypadek gdyby dzieci chciały lodów lub napoju gazowanego. Wyszła w dobrym nastroju, zachowanie teściowej nie wzbudziło jej niepokoju.
Kobieta wyruszyła pociągiem w podróż służbową. Trwała prawie jeden dzień. Telefon od najstarszej córki złapał ją, gdy była jeszcze w drodze. Dziecko, sądząc po głosie, było przestraszone. Mówiła niemal szeptem.
- Mamo, kiedy przyjedziesz?
- Przecież widziałyśmy się wczoraj wieczorem. Co się stało?
- Chcemy jeść!
- Co masz na myśli mówiąc, "chcemy jeść?" Czy twoja babcia was nie karmi?
- Nie mamo. Na obiad dała nam jednego gotowanego ziemniaka i chleb. Dzisiejsze śniadanie było śmierdzące grudkowatym mlekiem i starym chlebem. Ukryła gdzieś produkty, które dla nas kupiłaś. Powiedziała, że i tak zepsujemy połowę, ugryziemy i nie zjemy do końca.
Eugenia zamarła z przerażenia. Okazuje się, że dzieci siedzą z babcią przez dwanaście godzin głodne?! Zaczęła dzwonić do męża, ale telefon był poza zasięgiem sieci. Zostawiła Stanisławowi wiadomość na automatycznej sekretarce. Postanowiła zadzwonić do teściowej.
– Czy nakarmiłaś dzieci?
- Oczywiście, że nakarmiłam. Są dobrze odżywione i wesołe.
— Bożena, Ewa właśnie do mnie zadzwoniła. Wielkość porcji, którą ustaliłaś dla nastolatka, wcale nie odpowiada normom. Czy myślisz, że wystarczy dać jednego ziemniaka?
- Kto nie pracuje, nie je. Ukarałam ich. Poprosiłam o odchwaszczenie dwóch grządek, a oni pobiegli nad rzekę. Sama pracowałam w ogrodzie, nie miałam czasu na gotowanie obiadu. Karmiłam ich tym, co znalazłam gotowe.
- To nie jest możliwe. To są dzieci. Aby mieć siłę, muszą jeść prawidłowo i na czas. Jeśli gotowanie sprawia ci trudność, poproś Ewę. Umie gotować owsiankę, proste zupy i smażyć kotlety. Proszę, nie głodź ich.
Teściowa nie dosłuchała do końca i rozłączyła się. Eugenia zdała sobie sprawę, że należy pilnie uratować sytuację. Żadne rozmowy nie będą miały żadnego wpływu na Bożenę; zrobi, co zdecyduje. Kobieta zaczęła wybierać numer żony Antoniego, Anny. Po przedstawieniu sytuacji Eugenia uspokoiła się.
Anna obiecała, że zaraz po pracy pojedzie odebrać dzieci od babci. Zadzwoni do swojej najstarszej córki z innego miasta, ona zaopiekuje się dziećmi.
Jak się okazało, Bożena rozdawała rzeczy za bezcen. To nie była kwestia pieniędzy: Bożeba głodziła dzieci i siebie w imię tych „wyprzedaży”. Rozproszywszy wszystkich, Staś posprzątał podwórze i z mocnym zamiarem zabrania matki do miasta wszedł do domu.
Wybrali surową, ale skuteczną metodę: przestali przynosić Bożenie jedzenie i inne rzeczy. Zatrudnili sąsiadkę, która codziennie gotowała świeże jedzenie i przynosiła je starszej kobiecie. Straciwszy „pracę na pół etatu” i całkowicie znudzona na wsi, sama matka chciała wrócić do miasta...