"Mieszkanie czteropokojowe w centrum, żywność dostarczana jest w paczkach. Nie musisz myśleć o tym, jak przeżyć na bez środków do życia, nie martwisz się o nic. Jak serniki toczą się w maśle, a wszyscy chodzą ze skrzywionymi twarzami!”
Lidia zbeształa Antoniego w kuchni. Skrzywił się i powiedział:
"Ostrożnie z tym, co mówisz!"
"Całe mieszkanie według najnowszych standardów. Zmywarka stoi, a twoja mama sama zmywa ręcznie! Pytam dlaczego, a ona odpowiada, że woli sama. Na piekarnik i kuchenkę też narzeka, bo zbyt trudne w obsłudze. Nie wiem, gdyby mnie z chaty zawieźli do pałacu, to po prostu poleciałabym ze szczęścia. A oni?" – Lida nie uspokoiła się.
Antoni milczał. Ostatnio rodzice byli naprawdę przygnębieni. Pamiętał ich z przeszłości. Dwoje żywych, wesołych ludzi, zawsze coś opowiadających, ojciec obsypywał opowieściami i anegdotami, mama zawsze była zajęta ich ciasną kuchnią, która zdawała się błyszczeć w jej obecności.
A teraz… Nie mógł powstrzymać się od przypomnienia sobie porównania, które niedawno przeczytał: „Jak kwiat złapany w mróz. Zachowana forma, ale nie życie. Co zrobił źle? A może mają jakieś problemy? Po prostu nie chcą go martwić. Matka i ojciec tacy są, zawsze są zadowoleni ze wszystkiego, jeśli poprosisz, wytrwają do końca.
Wykształcili mnie i postawili na nogi. Oczywiście, kiedy się usamodzielniłem, od razu o nich sobie przypomniałem. Zabrałem ich z wsi, po co się tam męczyć? Nie ma teatrów, muzeów, wielkich rozrywek i usług medycznych.
Ten ogród warzywny, w którym niestrudzenie krzątali się przez całe lato. Mogę im kupić wszystko, po co zawracać sobie tym głowę? Kiedy przyjechałem, od razu skonfrontowałem ich z faktem:
"Tak, przeprowadzacie się! Będziecie mieli świetne mieszkanie, a dla taty kupię nowy samochód, tu na sześciuset metrach kwadratowych nie ma się co garbić, w sumie wszystko będzie dobrze" Rodzice próbowali protestować. Ale on nalegał. Poszli.
Ale z czasem Antoni zauważył, że jego rodzice stali się bardzo smutni.
"Dlaczego są tacy smutni? Muszę porozmawiać z mamą na osobności! To jak dwie twarde orzechy – nigdy się nie otworzą" – pomyślał Antoni, zanim poszedł z żoną na kolację do restauracji.
Tymczasem jego rodzice, Jarek i Ela wyszli na podwórko. Ela westchnęła.
- Jak tutaj pięknie! Czysto, wszystko jest strzeżone. Jarku, zaprzyjaźniłeś się z kimś z sąsiadów?
- Nie. Wszyscy tak... Zajęci. Młodzi, spieszą się. Sprawy. Komu jestem potrzebny, stary bel? – Jarek tylko westchnął.
- Pamiętasz, ile mieliśmy przyjaciół w starym domu? – zapytała Ela. Jarku, może pojedziemy do naszego starego domu? Masz takie piękne auto, nie to co twoje poprzednie. Antoni jest zły, że dał ci prezent, a ty nim nie korzystasz, zawsze pieszo, – próbowała go pocieszyć Ela.
- Chętnie bym pojechał. Tylko boję się tu zgubić. Tutaj takie duże miasto, samochody pędzą z każdej strony, boję się, że się zgubię. Gdybyśmy przeprowadzili się tutaj będąc młodszymi, na pewno bym się przyzwyczaił. Ale teraz nie potrafię, – powiedział smutno Jarek.
Emeryci jeszcze chwilę posiedzieli na ulicy, a potem wrócili do domu.
- Ależ mamy duże mieszkanie! Można by jeździć po nim rowerem! Pokazałam filmik mojej kuzynce, była zachwycona. Mówiła, jak bardzo nas syn kocha, skoro dał nam takie mieszkanie, – uśmiechnęła się Ela.
Ale jej uśmiech był smutny. Myślała o tym, jak chciałaby wrócić do swojego małego domu, przejść się po ogrodzie. Pogadać z sąsiadką o tym, jaką kapustę posadzić. Podzielić się przepisami.
- Pamiętasz, jak wszyscy piliśmy herbatę pod jabłonią? – zaczęła znowu Ela.
- Dosyć! Nie męcz mnie tym! – i Jarek przytulił swoją żonę…
- Też tęsknisz? Ach, może nie powinniśmy byli wyjeżdżać. Tylko Antoni tak się starał. Wszystko dla nas zrobił. Byłby zawiedziony.
- To jak roślina, jedno przesadzisz – przyzwyczai się po pewnym czasie, a drugie nie da rady, zwiędnie, dodała Ela.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Na progu z bukietem i torbami stał Antoni. I znowu zauważył, jak smutni stali się jego rodzice. Postanowił zapytać ich bez ogródek, co się stało. Długo dobierał słowa. Może ich jakoś uraził? Albo coś innego?
Rodzice długo myśleli, ale w końcu postanowili powiedzieć synowi prawdę, że nie mogą tu dłużej mieszkać.
- Wyjeżdżamy, synu. Uciekamy od tego dobrego życia, które nam dałeś. Nie mamy już siły, wybacz!
- Zrozum, bardzo tęsknimy za naszą wsią i naszym domem! Teraz wiosna, będziemy sadzić ogródek, spędzimy cały czas na świeżym powietrzu! Pięknie tutaj i świetne mieszkanie. Ale to wszystko nie jest nasze, wybacz nam, synu! Wiemy, że chciałeś dla nas jak najlepiej – powiedzieli staruszkowie niemal jednym głosem.
Antoni milczał, wstrząśnięty. Starał się zrozumieć swoich rodziców i... nie mógł! Jak można tęsknić za starym małym domem? Jak można opuszczać miasto pełne życia i wracać do tego zacofania?
A potem nagle zrozumiał ich. To... to samo co czułby on, wracając do wsi! Tam czułby się ciasno i znudzony. Nigdy by tam nie mógł żyć. Okazuje się, że dla jego mamy i taty tutaj jest to samo uczucie!
Oni tęsknili za pracami w ogrodzie, pięknymi plonami i zbiorami, a także za sąsiadami i wymienianiem się z nimi domowymi produktami. Ciągle prosili syna, aby pojechać na wieś, bo wciąż czuli, że czeka tam na nich mnóstwo pracy.
Nie czuli się szczęśliwi w mieście i kupie betonu, więc syn postanowił zwrócić rodziców ich ukochanej wsi.