Ale nie zawsze bliski zaskakuje dobrze, a obcy źle. Pewnie dlatego tak bardzo lubimy powierzać swoje sekrety nieznajomym. Na przykład w pociągu. Jutro nie będziemy o sobie pamiętać, ale poczucie ciepła wsparcia zawsze jest cenne. Można też dodać nutkę tragizmu, bo partner dialogu i tak nigdy nie usłyszy drugiej strony. I właśnie dlatego nieznajomi czasami stają się bliżsi niż najbliżsi. Niech tak będzie, choć przez krótki czas.
Mój syn ożenił się, gdy miał zaledwie dwadzieścia lat...
I czy mogłam mieć coś przeciwko temu? Wychowywałam ich sama, nikt mi nie pomagał. Mój mąż odszedł, gdy byli jeszcze bardzo mali. Może dlatego mój syn szukał dziewczyny z sierocińca. Nic mi nie powiedział, spotkaliśmy się po cichu, bez specjalnych próśb. Ślub też nie był zbyt huczny. Co ja mogłam wskórać?
Żyją razem jako bratnie dusze. Chociaż, oczywiście, martwiłam się. Jak osoba wychowana w sierocińcu może stworzyć normalną rodzinę? Mimo wszystko widzę, że mają się dobrze. Ułożyli sobie jakieś życie, pies, dwa koty. Oboje pracują, to już trwa pięć lat. Mają dwójkę dzieci. Szczerze mówiąc, nie mogę się nacieszyć ich widokiem.
Uderzyło mnie to, że żona Krzysia, Aneta, która pochodzi z sierocińca, natychmiast podeszła do mnie i powiedziała: "Pani Olu, czy mogę nazywać panią mamą? Nie mam własnych rodziców, więc czy może pani być moją mamą? Oczywiście byłam trochę zaskoczona taką porywczością, wydawało mi się to nietaktowne, ale nie chciałam denerwować mojego syna. Pozwoliłam na to.
Choć moja synowa jest jeszcze młodym żółtodziobem, szybko się uczy i chłonie ode mnie wiedzę o byciu gospodynią i żoną. Przybiega do mnie, od razu zaczyna sprzątać, coś tam naprawia, ciasto już się piecze w piekarniku. Mówi, że wszystkim się zajmie, a potem pójdzie do apteki. I oto jestem już z zakupami, w posprzątanym mieszkaniu, z zestawem aptecznym, a ona daje mi buziaka w policzek i biegnie do domu. Żeby być z dziećmi, z Krzysiem.
Obcy i krewni
Na początku mnie to irytowało. Myślałam, że to bezczelna dziewczyna, wszędzie wtyka nos. Czy ja ją o coś prosiłam? Ale stopniowo złagodniałam. Bo ona jest prosta, pomysłowa. Nie ma w niej nic złego, nic niewypowiedzianego. Taka właśnie jest. Jest kobietą o anielskiej cierpliwości. Dodaje energii nie tylko sobie, ale i mnie. Zdałam sobie sprawę, że ta dziewczyna z sierocińca jest mi teraz o wiele bardziej bliska niż moja własna rodzina.
Tak, Krzyś ma starszą siostrę, Joannę. Tylko że ona nie wita nas zbyt serdecznie. Ona też wcześnie wyszła za mąż, ale facet, z którym się związała, jest przebojowy: mają majątek, dom, dwa samochody. I oczywiście mają dzieci. Ale jeśli często widuję dzieci Krzyśka, to rzadko widuję dzieci Joaśki. Poza tym Asia zauważyła, że bardzo lubię Anetę. I tu pojawił się problem.
Pewnego dnia córka powiedziała do mnie: "Dlaczego, mamo, tak ci zależy na synowej? Na przykład twój zięć, mój mąż, nie cieszy się takim zaszczytem. Dlaczego on jest gorszy? A ja, twoja własna córka, dlaczego popadłam w niełaskę? Jak to się stało, że teraz więcej się do niej uśmiechasz, a do mnie nawet nie dzwonisz?" Mówię, Asia, ona przychodzi do mnie prawie codziennie, a ciebie widzę raz w miesiącu. Więc dlaczego miałabym jej nie szanować?
Aśka jest wściekła. "Ach tak", mówi. "To wybieraj - albo ja i moja rodzina, albo ten sierociniec! Zobaczysz, ona da ci jeszcze popalić. Wy wszyscy! Dopóki się z nią nie pożegnacie, nie chcę was znać. Ani mój mąż, ani moje dzieci nigdy tu nie przyjdą!" I tak się stało. Dzięki Bogu, ani Krzyś, ani Anetka tego nie słyszeli. Tak mi wstyd, Boże! I nie mogę zrozumieć dlaczego? Bo synowa nazywa mnie mamą..."