Dziś 22 grudnia. Wigilia za dwa dni, a ja siedzę przy kuchennym stole, patrząc na pustą kartkę papieru. Zwykle o tej porze lista zakupów byłaby już gotowa, ciasto na pierniki odpoczywałoby w lodówce, a w domu pachniałoby goździkami i cynamonem. Ale w tym roku nic z tego nie miało miejsca. Nie miałam siły, ani fizycznej, ani psychicznej, by zabrać się za świąteczne przygotowania.


Telefon zadzwonił, wyrywając mnie z zamyślenia. To była Ania, moja córka. Jej głos, jak zawsze pełen energii, rozbrzmiał w słuchawce.


– „Cześć, mamo! Jak tam przygotowania? Dzieci już nie mogą się doczekać twoich pierogów i sernika!”


Westchnęłam. Wiedziałam, że muszę w końcu powiedzieć prawdę.


– „Aniu, w tym roku… nie wiem, czy będę w stanie przygotować święta. Nie mam siły. Nie wiem, co będzie.”


Zapadła cisza. Po chwili jej głos stał się bardziej napięty.


– „Mamo, o czym ty mówisz? Zawsze robisz Wigilię. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli świętować gdzie indziej.”


– „Wiem, Aniu. Ale ja nie mam siły. Nie dam rady. Przez lata robiłam wszystko, żeby Wigilia była idealna, żebyście czuli magię świąt. Ale w tym roku… czuję, że nie mogę. Jestem zmęczona.”


Jej odpowiedź była szybka i ostra.


– „Mamo, ale to święta! Dzieci czekają, wszyscy czekamy. Jak możesz teraz powiedzieć, że nie chcesz ich zrobić?”


Czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Z jednej strony rozumiałam jej rozczarowanie, z drugiej musiałam być szczera – pierwszy raz od lat.


– „Ania, ja po prostu nie mogę. Nie chcę udawać przed wnukami, że wszystko jest w porządku. Nie chcę spędzać godzin w kuchni, kiedy czuję, że ledwo radzę sobie z codziennością. Może w tym roku to ty zorganizujesz święta?”


Jej milczenie było jak wyrzut.


– „Nie wiem, mamo. To nie jest w porządku. Zawsze mogliśmy na ciebie liczyć, a teraz po prostu się poddajesz? Naprawdę nie rozumiem.”


Po tych słowach rozłączyła się. Siedziałam, wpatrując się w telefon, czując ciężar tej rozmowy. Wiedziałam, że ją rozczarowałam. Może nawet zraniłam. Ale musiałam postawić granice – pierwszy raz od lat.