Mam 56 lat, a mój mąż 57. Mamy jednego syna, który od zawsze był naszym oczkiem w głowie. Zawsze stawialiśmy jego potrzeby na pierwszym miejscu, dbaliśmy o jego przyszłość, o to, by miał wszystko, czego potrzebował. Nigdy nie brakowało mu miłości, wsparcia ani finansowego zabezpieczenia. Wychowaliśmy go w najlepszych możliwych warunkach, poświęcając własne marzenia i plany.


Niedawno nasz syn przyszedł do nas z poważnym wyrazem twarzy. Usiadł naprzeciwko nas w salonie, jakby miał do przekazania coś niezwykle ważnego. Jego słowa przebiły się przez moje serce jak ostry nóż.


„Mamo, tato, musimy porozmawiać o przyszłości. Uważam, że powinniście spisać testament.”


Zamarłam. Mój mąż spojrzał na mnie, a ja poczułam, jak z nóg ucieka mi energia. Testament? Co prawda zawsze byliśmy świadomi, że kiedyś przyjdzie taki czas, by o tym pomyśleć, ale słowa naszego syna wprowadziły nas w osłupienie. Nie byliśmy jeszcze gotowi. Przecież dopiero co myśleliśmy o wakacjach, wspólnych planach, a nie o sprawach, które kojarzą się z końcem życia.


„Synu, dlaczego mówisz o tym teraz? Jesteśmy jeszcze zdrowi, mamy czas” – odpowiedziałam cicho, starając się ukryć ból, który poczułam.


„Mamo, wiek nie ma znaczenia. Lepiej, żeby wszystko było uporządkowane. Chodzi o zabezpieczenie przyszłości, żeby potem nie było problemów. Przecież muszę wiedzieć, co mi przekażecie.”


Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Zamiast troski o naszą przyszłość, w jego słowach była chłodna kalkulacja. Czy naprawdę teraz, gdy mamy jeszcze przed sobą lata wspólnego życia, myślał jedynie o majątku? Gdy tak to mówił, czułam, jakbyśmy przestali być dla niego rodzicami, a staliśmy się wyłącznie właścicielami dóbr, które kiedyś trafią w jego ręce.


Mój mąż milczał, patrzył na stół, a ja walczyłam ze łzami. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że ten chłopiec, którego wychowaliśmy z taką miłością, teraz patrzy na nas tylko przez pryzmat pieniędzy i przyszłego dziedziczenia. Gdzie była nasza relacja, gdzie bliskość, którą zawsze uważaliśmy za naszą siłę?


W tej chwili, choć mój mąż w końcu powiedział coś spokojnym tonem, czułam, że coś między nami a naszym synem pękło.