Mój mąż nie chce mi pomagać przy synu, a moja mama i teściowa są pewne, że nie musi. Nasz syn niedługo skończy rok.
Pomimo tego, że mamy w miarę spokojne dziecko, nadal jest mi ciężko być uwiązaną do domu 24 godziny na dobę.
Urlop macierzyński bardzo mnie męczy. Miałam nadzieję, że mój małżonek pomoże mi przy dziecku, ponieważ tak bardzo marzył o synu.
Będę szczera, marzyłam, że najpierw będę pięła się po szczeblach kariery, a dopiero potem pójdę na roczny urlop macierzyński i zatrudnię nianię, która zajmie się moim dzieckiem.
Innych opcji nawet nie brałam pod uwagę. Obraz mojej siostry, która była jak zombie na urlopie macierzyńskim, był zbyt żywy w mojej głowie.
Moje plany pokrzyżował jednak test, który pokazał dwie kreski. Ciąża była dla mnie całkowitym zaskoczeniem.
Mąż był wniebowzięty i obiecywał mi złote góry, mówił, że będziemy mieli dziecko i koniec. Przekonywał mnie, że razem poradzimy sobie ze wszystkim, bo ma świetną pensję, a więc brak pieniędzy nam nie grozi. Pod presją ukochanego uległam.
Nie miałam czasu na wspinanie się po szczeblach kariery, dlatego poszłam na urlop macierzyński jako zwykły pracownik.
Mąż zapewnił mnie, że wszystkie moje obawy są niepotrzebne, bo będzie mi pomagał i wspierał.
Jednak po narodzinach syna mój małżonek szybko zapomniał o wszystkich swoich obietnicach. Na początku mówił, że boi się wziąć takie maleństwo na ręce, potem, że nie radzi sobie z synkiem, który cały czas płacze, a teraz mówi tylko, że jest zmęczony i potrzebuje odpoczynku.
Mój małżonek ciągle mnie gani za to, że nie mam po czym być zmęczona, bo cały czas jestem w domu, a on orze, żeby zarobić.
Myślę, że niespanie tygodniami, bo mój syn ząbkuje, nie jest zdrowe. On jest cały dzień w biurze, a ja czasami nie mogę nawet usiedzieć przez cały dzień.
Oczywiście potrzebuję pomocy przynajmniej po to, by móc się porządnie wykąpać czy zjeść posiłek.
Nasze babcie mieszkają w innym mieście, więc pomagają tylko radą, której wcale nie potrzebuję.
Kiedyś poskarżyłam się teściowej, że mój małżonek w żaden sposób mi nie pomaga, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko wyrzuty.
Powiedziała mi, że zadaniem matki jest opieka nad dzieckiem, a nie mężczyzny.
Byłam wściekła na jej słowa. To oczywiste, że ten człowiek nic nie wie, bo do tego nie dąży. Myślę, że nie trzeba być geniuszem, żeby zmienić synowi pieluchę czy się z nim pobawić.
Uznałam wtedy, że teściowej po prostu żal syna i nie chce, żeby się przepracowywał, bo matka zawsze staje po stronie dziecka, nawet jeśli to dziecko ma już brodę i rodzinę.
Jednak dokładnie tak samo zareagowała moja matka, kiedy poskarżyłam się jej na mojego męża. Mama powiedziała mi również, że opieka nad dzieckiem to zadanie kobiety, dlatego nie powinnam uchylać się od obowiązków macierzyńskich, ale jednocześnie nie powinnam zapominać, że wszystkie obowiązki domowe muszę wykonywać sama.
Ale gdzie tu sprawiedliwość, skoro mój mąż ma ośmiogodzinny dzień pracy i dwa dni wolnego, a ja pracuję na okrągło.
Czuję się bardzo urażona, ponieważ nigdzie nie mogę uzyskać wsparcia. Jestem już bardzo zmęczona, ale moi krewni uważają, że obowiązkiem żony jest opieka nad noworodkiem i wykonywanie wszystkich prac domowych.
Marzę o tym, żeby zamienić się z mężem miejscami, chociaż na tydzień, żeby poczuł wszystkie uroki urlopu macierzyńskiego. Ale jestem pewna, że nigdy by na to nie poszedł!