Majątek rodziców zawsze wydawał mi się czymś, co będzie nas jednoczyć, a nie dzielić. Byliśmy tylko we dwoje – ja i mój brat, Janek. W dzieciństwie zawsze byliśmy blisko, choć on, jako starszy, miał nade mną pewną przewagę. Kiedy dorosłam, nasze drogi się rozeszły – ja wyjechałam na studia, on został na gospodarstwie, pomagając rodzicom.
Kiedy rodzice zaczęli chorować, wracałam do rodzinnego domu tak często, jak tylko mogłam. Janek, mieszkając blisko, zajmował się nimi na co dzień. Zawsze byłam mu wdzięczna za to, co robił. Nigdy nie myślałam o majątku ani o tym, jak zostanie podzielony. Dla mnie najważniejsza była rodzina.
Po śmierci mamy wszystko zaczęło się zmieniać. Ojciec, który był już schorowany i nie w pełni świadomy, zaczął mówić, że Janek jest dla niego wielkim wsparciem, że to on powinien zostać gospodarzem. Nie miałam nic przeciwko, uważałam, że to sprawiedliwe – w końcu Janek poświęcił wiele dla rodziców.
Ale kiedy kilka miesięcy później ojciec zmarł, prawda okazała się brutalna. Janek, wykorzystując swoją bliskość z ojcem, doprowadził do przepisania całego majątku na siebie.
Dom, gospodarstwo, ziemia – wszystko było na jego nazwisko. Dowiedziałam się o tym przypadkiem, przeglądając dokumenty w dniu, kiedy miałam uporządkować rzeczy po rodzicach.
Zatelefonowałam do Janka, próbując zrozumieć, co się stało.
– „Janek, co to wszystko znaczy? Dlaczego ojciec przepisał wszystko na ciebie?” zapytałam, próbując zachować spokój.
– „Anka, to była decyzja ojca. Wiedział, że to ja się nim zajmowałem, że to ja pracowałem na gospodarstwie,” odpowiedział chłodno. „Nie było cię tutaj przez lata, więc to chyba oczywiste, że majątek należy do mnie.”
Jego słowa były jak cios. Czy naprawdę uważał, że moja obecność była mniej ważna, bo mieszkałam dalej? Czy moje wizyty, pomoc, miłość do rodziców nie miały żadnego znaczenia?
Przez kilka dni nie mogłam znaleźć w sobie spokoju. Z jednej strony czułam, że zostałam oszukana, że Janek wykorzystał sytuację. Z drugiej strony zastanawiałam się, czy warto walczyć. Czy naprawdę chciałam skłócić się z jedynym bratem? Czy to było tego warte?
Zadzwoniłam do prawnika, żeby dowiedzieć się, jakie mam możliwości. Okazało się, że mogłabym podważyć testament, ale proces byłby długi i kosztowny. Prawnik zapytał mnie:
– „Czy zależy pani bardziej na majątku, czy na prawdzie?”
To pytanie długo rozbrzmiewało w mojej głowie. Zdałam sobie sprawę, że bardziej niż o ziemię czy dom chodziło mi o poczucie sprawiedliwości, o uznanie mojego miejsca w rodzinie.
Postanowiłam porozmawiać z Jankiem twarzą w twarz. Spotkaliśmy się w rodzinnym domu, który teraz należał do niego. Siedziałam przy stole, przy którym kiedyś wszyscy razem jedliśmy obiady, i patrzyłam na mojego brata, który teraz wydawał mi się obcy.
– „Janek, nie chodzi mi o pieniądze czy ziemię,” zaczęłam spokojnie. „Chodzi o to, że czuję się zdradzona. Zawsze myślałam, że rodzina jest najważniejsza, a teraz czuję, jakbyś wyrzucił mnie z naszego życia.”
Spojrzał na mnie, ale w jego oczach nie było skruchy.
– „Anka, nie rozumiesz. To gospodarstwo było całym moim życiem. Ty miałaś inne plany, inne marzenia. Ja musiałem zostać i pomóc rodzicom.”
– „Ale to nie oznacza, że możesz mnie odsunąć od wszystkiego, co było częścią naszej rodziny,” powiedziałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. „Zawsze cię wspierałam, a teraz czuję, że nic dla ciebie nie znaczę.”
Janek nie odpowiedział. Wstałam i wyszłam, czując, że między nami zapadła przepaść, której już nie da się pokonać.
Nie wiem, czy powinnam walczyć o majątek. Może są sprawy, których nie można naprawić prawem. Ale wiem jedno – straciłam nie tylko dziedzictwo rodziców, ale także relację z bratem. I to boli najbardziej.