Gdy zbliża się Święto Zmarłych, przy jego grobie na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie znów gromadzą się tłumy. To miejsce nie przypomina typowej mogiły – to żywa historia artysty, którego głos i ciepło na zawsze zapisały się w pamięci wielu pokoleń.

„Lubię wracać tam, gdzie byłem” – słowa, które dziś nabierają nowego znaczenia

Każdy, kto odwiedza grób Wodeckiego, widzi, że pamięć o nim nie gaśnie. Na czarnej, lśniącej płycie widnieje jego zdjęcie, a pod nim napis:

„Kurtyna opadła, ale brawa nie milkną.”

To słowa, które idealnie oddają charakter Zbigniewa Wodeckiego – artysty, który żył z pasją, a scenę traktował jak drugi dom. Fani zostawiają tam znicze, kwiaty i liściki z podziękowaniami. Wśród nich można przeczytać słowa: „Dziękujemy za muzykę dzieciństwa” i „Twoje piosenki wciąż dają nam radość”.

Artysta, który łączył pokolenia

Zbigniew Wodecki był wyjątkowy – łączył elegancję estradowego świata z autentycznością człowieka z sąsiedztwa. Zawsze uśmiechnięty, pełen humoru, nigdy nie szukał skandalu. Jego głos, skrzypce i piosenki były częścią każdego pokolenia.

Kto nie nucił „Zacznij od Bacha” albo „Chałupy welcome to”? A przecież Wodecki był też twarzą dzieciństwa – jego „Pszczółka Maja” rozbrzmiewała w tysiącach domów, wypełniając je ciepłem i beztroską.

Odszedł z klasą – i pozostawił po sobie światło

Zmarł 22 maja 2017 roku, zaledwie dwa tygodnie po 67. urodzinach. Choć od lat zmagał się z chorobami serca, nigdy nie dawał po sobie poznać słabości. Do końca pozostał profesjonalistą. Operacja, która miała pomóc, zakończyła się tragicznie – kilka dni po zabiegu doszło do udaru.

Zbigniew Wodecki był przygotowany na każdy scenariusz. Wiedział, gdzie chce spocząć – w rodzinnym grobowcu obok rodziców, w Krakowie, mieście, które było jego przystanią. Jego pogrzeb w Kościele Mariackim zgromadził tłumy. Gdy trumna zjeżdżała do grobu, zabrzmiała trąbka, a zgromadzeni zaczęli bić brawo.

Pamięć silniejsza niż czas

Od tamtej chwili minęło ponad osiem lat, ale nic się nie zmieniło – fani wciąż przychodzą. Zostawiają znicze, wspomnienia i ciszę. Jakby czekali, że zza chmur znów rozbrzmi znajomy głos.

Bo choć Zbigniew Wodecki nie wróci na scenę, jego muzyka wciąż gra. W radiu, w sercach, w
miastach, które odwiedzał. Jak sam śpiewał – „lubię wracać tam, gdzie byłem” – i dziś to właśnie my wracamy do niego, z wdzięcznością i wzruszeniem.

Zdjęcia można znaleźć tu