Zawsze cieszyłam się, że moja starsza córka wyszła za mąż za człowieka, który odniósł sukces. Zięć miał własną firmę, zarabiał świetnie, a ich dom przypominał pałac. Nie musieli martwić się o rachunki, nie brakowało im niczego. Patrzyłam na ich życie i byłam dumna, że moja córka znalazła swoje miejsce.
Ale za każdym razem, gdy przychodziłam do nich z wizytą, czułam dziwną barierę. Oni żyli w swoim luksusie, a ja... ja walczyłam o to, żeby wiązać koniec z końcem. Moja młodsza córka, choć była równie ambitna, nie miała tyle szczęścia co jej siostra. Sama wychowywałam ją po tym, jak ojciec nas opuścił, i zawsze robiłam wszystko, by miała to, co potrzebne.
Jednak teraz, kiedy przyszły trudniejsze czasy, myślałam, że mogę liczyć na pomoc zięcia. Przecież on zarabiał fortunę, a my – ja i moja druga córka – ledwo sobie radziłyśmy.
Wystarczyłoby, żeby pomógł nam trochę, wsparł nas w tych trudnych momentach.
Ale za każdym razem, gdy wspominałam o naszej sytuacji, on udawał, że nie słyszy. Patrzył gdzieś indziej, zmieniał temat albo robił wrażenie, jakby moje prośby były dla niego niewygodne.
Pewnego dnia zebrałam w sobie odwagę i postanowiłam powiedzieć to otwarcie.
– Może moglibyście nam jakoś pomóc, – powiedziałam, siedząc przy stole w ich przestronnej jadalni. – Wiem, że wam się powodzi, a ja i młodsza córka mamy trudności.
Zięć podniósł wzrok, ale jego twarz pozostała chłodna. Nie odpowiedział od razu, tylko milczał, jakby zastanawiał się, co ma powiedzieć.
– Rozumiem, że macie swoje problemy, ale to nie nasza odpowiedzialność, – odparł w końcu z chłodną pewnością siebie. – Każdy musi sam zadbać o siebie.
Poczułam, jak serce mi zamarło. Jak mógł to powiedzieć? Przecież byliśmy rodziną. On miał więcej, niż potrzebował, a my ledwo wiązałyśmy koniec z końcem. Czy naprawdę to było dla niego tak trudne, by pomóc? Czy to, co miał, sprawiło, że zapomniał o podstawowych wartościach?
– Ale my jesteśmy rodziną, – odpowiedziałam, czując, jak narasta we mnie gniew. – Ja zawsze pomagałam waszej rodzinie, kiedy mogłam. Czy to tak dużo, by teraz oczekiwać wsparcia?
Zięć wzruszył ramionami, jakby to, co powiedziałam, nie miało dla niego znaczenia.
– Nie możesz oczekiwać, że będziemy cię wspierać tylko dlatego, że jesteśmy rodziną. Każdy ma swoje problemy, a my mamy własne wydatki.
Spojrzałam na moją córkę, szukając w niej wsparcia. Ale ona tylko spuściła wzrok, jakby nie chciała się wtrącać. Czy naprawdę tak wyglądała nasza relacja? Czy teraz, gdy życie miało przed sobą wyzwania, moja rodzina miała odwrócić się plecami?
Złość mieszała się z rozczarowaniem. Przez całe życie starałam się być dla moich dzieci wsparciem, a teraz, kiedy to ja potrzebowałam pomocy, nie mogłam liczyć na nic. Mój zięć, który zarabiał więcej, niż kiedykolwiek mógłby wydać, nie chciał dać ani grosza, by wesprzeć mnie i moją młodszą córkę.
– W porządku, – powiedziałam w końcu, choć w środku czułam się zdruzgotana. – Zrozumiałam.
Wstałam od stołu, gotowa odejść. Ale wewnętrznie czułam ból, jakby ktoś wyrwał mi serce. Rodzina, którą zawsze uważałam za swoje wsparcie, teraz odwróciła się ode mnie w najgorszym momencie.
Opuściłam ich dom, wiedząc, że nigdy już nie spojrzę na nich tak samo. Czasami pieniądze zmieniają ludzi – ale nie sądziłam, że zmienią ich tak bardzo. Teraz musiałam sama poradzić sobie z naszymi problemami, wiedząc, że nie mogę liczyć na nikogo, nawet na tych, którzy byli tak blisko.