Zaproponowałam teściowej, że oddam jej wnuków na dwa tygodnie. Miała to być prosta propozycja – przecież tyle razy mówiła, że chciałaby spędzić więcej czasu z dziećmi. Pomyślałam, że to doskonała okazja, żeby pojechać z mężem na zasłużony urlop, a jednocześnie uszczęśliwić babcię. Przynajmniej tak mi się wydawało.


Zaczęło się od tego, że zadzwoniłam do niej, a w słuchawce usłyszałam chłodny głos: "Co to za pomysł?" – spytała oschle. "Chciałam ci zaproponować, żebyś spędziła z wnukami trochę czasu, skoro zawsze powtarzasz, że rzadko się widzicie" – odpowiedziałam spokojnie. Nagle

usłyszałam, jakby trzasnęła filiżanką o stół, a jej ton głosu zmienił się na pełen irytacji.


„Nie myślisz chyba, że teraz, kiedy chcę w końcu trochę odpocząć, będę niańczyła twoje dzieci? To twoja odpowiedzialność, a nie moja!” – krzyczała przez telefon. Zaniemówiłam. Jak to? To ta sama kobieta, która tak często narzekała, że dzieci za mało czasu spędzają u niej?


„Ale przecież mówisz, że chciałabyś częściej ich widzieć...” – próbowałam wytłumaczyć. „Nie po to, żebym teraz musiała jeść zimne obiady, patrzeć na nie przez dwa tygodnie bez przerwy! To nie mój obowiązek!” – odparła teściowa. Czułam, jak wzbiera we mnie frustracja.


Mój mąż wszedł do pokoju, gdy ja już niemalże płakałam ze złości i niezrozumienia. Usłyszał tylko, jak jego matka kończy rozmowę: „To nie jest mój problem! Ty masz dzieci, więc się nimi zajmuj! Skandal, że w ogóle coś takiego proponujesz.”


Odłożyłam telefon. W głowie kręciły mi się setki myśli. Próbowałam zrozumieć, co poszło nie tak, dlaczego teściowa, która zawsze twierdziła, że rodzina to jej największa radość, nagle potraktowała mnie w ten sposób. Siedziałam na kanapie, bezradna, podczas gdy mąż próbował mnie pocieszać, sam nie wiedząc, jak zareagować na zachowanie swojej matki.


Nasze relacje z teściową nigdy nie były idealne, ale tego dnia poczułam, że coś we mnie pękło.