Moja teściowa nigdy nie ukrywała swojego chłodnego stosunku do moich dzieci. Gdy odwiedzaliśmy ją z mężem, mogłam wręcz czuć jej obojętność. Niby uśmiechała się, gdy wnuki wchodziły do pokoju, ale ten uśmiech był tylko pustym gestem. Gdy moje dzieci próbowały przytulić się do niej, szybko zbywała ich słowami: "Nie teraz, babcia jest zmęczona". Widziałam, jak ich małe serca łamały się na moich oczach.


Najgorsze były jednak spotkania, na których obecna była rodzina jej drugiego syna. Wtedy moja teściowa nagle przemieniała się w kogoś zupełnie innego. Stawała się ciepła, kochająca, pełna uwagi. Przytulała ich dzieci, całowała w czoło, przynosiła im specjalnie przygotowane smakołyki.

"Moje złote aniołki" - mówiła do nich, rozpromieniona, a moje dzieci patrzyły na to wszystko z bólem w oczach, zastanawiając się, co z nimi jest nie tak. Dlaczego babcia ich nie chce?


Pewnego dnia mój syn, mając zaledwie 7 lat, podszedł do mnie z wielkimi łzami w oczach i zapytał: "Mamo, dlaczego babcia nie chce być naszą babcią?" Nie miałam odpowiedzi. Czułam, jak serce pęka mi na milion kawałków. Jak można wytłumaczyć dziecku, że krew z krwi nie zawsze równa się miłości?


Każde spotkanie w domu teściowej stawało się dla mnie coraz większym koszmarem. Czułam, że muszę bronić swoich dzieci przed tym bólem, ale jednocześnie nie chciałam odciąć ich od rodziny. Z czasem relacja stała się jeszcze bardziej napięta, a moje dzieci zaczęły unikać wizyt u babci. Nie chciałam, żeby dorastały z poczuciem, że są mniej ważne tylko dlatego, że nie są "ulubionymi" wnukami.


To boli najbardziej - świadomość, że niektórym osobom nie można przymusić do miłości, nawet jeśli powinno to przychodzić naturalnie.