Codzienność stała się dla mnie niekończącą się walką. Praca, dom, obowiązki – to wszystko pochłaniało mnie bez reszty. Każdego dnia wracałam do domu wyczerpana, ledwo trzymając się na nogach. Marzyłam tylko o chwili spokoju, o odpoczynku, który wydawał się być nieosiągalny. Mój mąż, z początku pełen zrozumienia, stopniowo zaczął tracić cierpliwość.


„Znowu jesteś zmęczona,” rzucił pewnego wieczoru, gdy ledwo zdołałam przygotować kolację. „Nie możemy tak żyć. Chcę mieć żonę, która jest obecna, a nie wiecznie nieobecną z powodu pracy.”


Czułam, jak jego słowa przeszywają mnie na wskroś. Wiedziałam, że mój stan wpływa na nasz związek, ale co mogłam zrobić? Praca była koniecznością, nasze rachunki same się nie zapłacą. A jednak, każde jego narzekanie, każda pretensja, tylko pogłębiały mój stres i zmęczenie.


Zaczęło się od drobnych uwag, później były kłótnie, a w końcu przyszło to, czego najbardziej się obawiałam. Pewnego wieczoru, po kolejnej nieprzyjemnej wymianie zdań, mój mąż powiedział to, czego nigdy bym się po nim nie spodziewała.


„Nie wytrzymam dłużej takiego życia,” stwierdził zimno, patrząc na mnie obojętnie. „Nie tego chciałem. Jeśli się nic nie zmieni, chcę rozwodu.”


Wszystko we mnie zamarło. Te słowa uderzyły mnie jak cios prosto w serce. Próbowałam zrozumieć, jak to możliwe, że nasz związek doszedł do tego punktu. Zawsze wierzyłam, że razem przetrwamy wszystkie trudności, że nasze małżeństwo jest silne. A jednak, zmęczenie, które codziennie mnie przytłaczało, okazało się zbyt wielkim ciężarem również dla niego.


„Nie możesz tego zrobić,” powiedziałam cicho, łzy napływały mi do oczu. „Przecież kochaliśmy się, obiecywaliśmy sobie, że przetrwamy wszystko razem.”


„Kochaliśmy się,” powtórzył, jakby te słowa nic już dla niego nie znaczyły. „Ale teraz jesteśmy tylko dwoma osobami, które żyją obok siebie. A ja nie chcę tak żyć.”


Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Każda próba wytłumaczenia się, próba usprawiedliwienia mojego zmęczenia, wydawała się być bezcelowa. W jego oczach byłam winna za zniszczenie naszego małżeństwa.


Następne dni spędziłam w rozpaczy, próbując zrozumieć, co poszło nie tak. Jak mogłam pozwolić, by praca i obowiązki zniszczyły coś, co miało być na zawsze? A jednak, im więcej myślałam, tym bardziej czułam, że jestem uwięziona w sytuacji bez wyjścia. Praca była koniecznością, a zmęczenie – nieodłącznym jej elementem. Nie potrafiłam zmienić rzeczywistości, która nas otaczała.


W końcu, po wielu bezsennych nocach, zrozumiałam, że muszę podjąć decyzję. Czy walczyć o związek, który już dawno przestał być źródłem szczęścia? Czy pogodzić się z tym, że czasem miłość nie wystarcza, by przetrwać?


Mój mąż, widząc, że nie zamierzam zrezygnować z pracy, podjął decyzję za mnie. Złożył pozew o rozwód, a ja, mimo bólu, nie próbowałam go zatrzymać. Wiedziałam, że nasze małżeństwo już dawno umarło, a teraz nadszedł czas, by to sobie uświadomić.