W wyniku zdarzenia zginęło 260 osób, a samolot, który leciał do Londynu, uderzył w hostel, w którym przebywali lekarze. Choć od tragedii minął już miesiąc, dopiero teraz poznajemy szczegóły, które rzucają nowe światło na możliwe przyczyny wypadku.

Wstępny raport przygotowany przez indyjskie Biuro ds. Badania Przyczyn Katastrof Lotniczych (AAIB) ujawnia, że kluczową rolę w tragedii odegrały przełączniki dopływu paliwa. Już trzy sekundy po starcie oba niemal jednocześnie przestawiły się z pozycji „ON” na „OFF”, co natychmiastowo doprowadziło do zatrzymania pracy obu silników. Choć system bezpieczeństwa zainicjował automatyczny proces ponownego zapłonu, jeden z silników nie zdołał odzyskać mocy, zanim samolot runął na ziemię.

Eksperci są zgodni: przypadkowe przestawienie tych przełączników jest niemal niemożliwe. Aby je wyłączyć, trzeba najpierw podnieść zabezpieczenia, a potem ręcznie zmienić pozycję – i to osobno dla każdego silnika. Cały mechanizm jest zaprojektowany tak, by wyeliminować ryzyko niezamierzonego działania.

– Musiało dojść do intencjonalnego przełączenia. I nie chodzi tu o sabotaż, ale o potencjalny błąd lub nieuzasadnione działanie w kabinie – twierdzi anonimowy kanadyjski ekspert, cytowany przez BBC.

– To bardzo niepokojące. Pytanie brzmi: kto i dlaczego to zrobił? – wtóruje mu Peter Goelz, były dyrektor zarządzający amerykańskiej agencji NTSB. – Tego typu sytuacje nie mają prawa się zdarzyć.

Obecnie prowadzone są intensywne analizy zapisu z rejestratora dźwięku (CVR), który mógłby ujawnić, kto dokładnie znajdował się przy kontrolkach w kluczowych sekundach po starcie. Do tej pory nie udało się jednoznacznie zidentyfikować głosów z kabiny, co utrudnia ustalenie, który z pilotów mógł wykonać te czynności.

Shawn Pruchnicki, były śledczy ds. katastrof lotniczych i wykładowca na Ohio State University, zwraca uwagę, że w sytuacjach stresowych piloci mogą popełniać nieświadome błędy. Jednak – jak sam podkreśla – nic w tym locie nie wskazuje na wystąpienie jakiejkolwiek awarii, która mogłaby uzasadniać takie działanie.

Śledztwo trwa, a z każdym dniem pojawiają się nowe pytania. Czy był to tragiczny błąd w komunikacji? Czy ktoś w kokpicie podjął nieuzasadnioną decyzję? A może zawiódł sprzęt, który miał być niezawodny?

Na odpowiedzi czekają nie tylko rodziny ofiar, ale i cały świat lotnictwa. Przypadki takie jak ten są analizowane z największą precyzją, ponieważ bezpieczeństwo przyszłych pasażerów zależy od dokładnego zrozumienia, co zawiodło.

Tymczasem eksperci apelują o ostrożność w formułowaniu przedwczesnych wniosków. Dopiero pełny raport końcowy, który uwzględni analizę czarnych skrzynek, danych technicznych oraz psychologicznego profilu załogi, będzie w stanie odpowiedzieć na pytanie: czy tej tragedii można było uniknąć?

Jedno jest pewne – to, co wydarzyło się w kokpicie Dreamlinera, będzie jeszcze długo analizowane i dyskutowane. I być może na zawsze zmieni procedury bezpieczeństwa w nowoczesnym lotnictwie.