Po nocnym uderzeniu amerykańskich bombowców na irańskie instalacje nuklearne, reżim w Teheranie ostrzega przed reakcją, jakiej "nikt się nie spodziewa". Sytuacja rozwija się dynamicznie, a groźba bezpośredniego konfliktu między Stanami Zjednoczonymi a Iranem staje się coraz bardziej realna.
W nocy z 19 na 20 czerwca amerykańskie siły powietrzne przeprowadziły precyzyjny atak na trzy kluczowe obiekty jądrowe w Iranie: Fordo, Natanz i Esfahan. Prezydent Donald Trump poinformował o „bardzo udanej misji” i zapewnił, że wszystkie jednostki powróciły bezpiecznie. W krótkim wpisie w mediach społecznościowych pogratulował „wielkim amerykańskim wojownikom” i zapowiedział gotowość na dalsze działania.
Kilka godzin po amerykańskich nalotach Iran uruchomił swój własny arsenał. Ostrzał północnego i centralnego Izraela, w tym Tel Awiwu, Hajfy i Jerozolimy, odbył się z użyciem ok. 40 rakiet balistycznych. Co więcej, Teheran po raz pierwszy zastosował nowoczesne pociski Chajbar Szekan – rakiety średniego zasięgu o wielogłowicowej strukturze.
Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC) nie pozostawił złudzeń. W wydanym oświadczeniu podkreślono, że Stany Zjednoczone poniosą poważne konsekwencje za atak na „obiekty o charakterze pokojowym”. Zdaniem irańskich władz, naloty były „aktem agresji”, a żaden atak nie powstrzyma Iranu od dalszego rozwoju programu nuklearnego, który – jak twierdzi Teheran – ma charakter cywilny.
Swoje stanowisko zajął również irański minister spraw zagranicznych Abbas Aragczi. W emocjonalnym wpisie na portalu X (dawniej Twitter) ostrzegł USA przed „wiecznymi konsekwencjami” i zapowiedział gotowość Iranu do pełnej samoobrony na mocy Karty Narodów Zjednoczonych.
Nieoficjalne źródła w amerykańskiej administracji potwierdzają, że Waszyngton przygotowuje się na odwet. Bazy wojskowe na Bliskim Wschodzie zostały postawione w stan najwyższej gotowości. Niewykluczone, że odpowiedź Iranu może nadejść w ciągu najbliższych 48 godzin.
Dodatkowo, jak informuje New York Times, duchowy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei ukrywa się w bunkrze, ograniczając kontakty wyłącznie do najbliższych doradców. Wyznaczył także potencjalnych następców, co świadczy o wyjątkowej powadze sytuacji. Jeden z przedstawicieli irańskiego rządu zagroził, że jakakolwiek próba zamachu na Chameneia zostanie uznana za czerwoną linię, po której nastąpi "nieograniczona reakcja" – bez względu na miejsce i charakter zagrożenia.
Na ten moment świat czeka na kolejne ruchy stron. Jedno jest pewne – konflikt amerykańsko-irański wkroczył w nową, niebezpieczną fazę, a decyzje najbliższych dni mogą zaważyć na bezpieczeństwie całego regionu, a nawet świata.