Wojtek był moją pierwszą miłością. Miałam 19 lat, kiedy nasze drogi po raz pierwszy się skrzyżowały – on był studentem politechniki, ja marzyłam o studiach artystycznych. Spędzaliśmy razem godziny, spacerując po parku, rozmawiając o przyszłości, śmiejąc się i planując życie. W tamtym czasie wydawało mi się, że nasza miłość jest niezniszczalna. Ale życie miało inne plany.

Po dwóch latach związku Wojtek otrzymał ofertę pracy za granicą. „To tylko na rok, może dwa” – powiedział, kiedy po raz ostatni widzieliśmy się na dworcu. Ale rok zamienił się w kolejne, a nasze rozmowy stawały się coraz rzadsze. W końcu przestaliśmy się kontaktować. Życie potoczyło się dalej – oboje poszliśmy własnymi drogami. Ja wyszłam za mąż, Wojtek zniknął z mojego życia.

Zawsze marzyłam o rodzinie. Już jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie, jak trzymam na rękach swoje dziecko, jak uczę je pierwszych słów i patrzę, jak dorasta. Gdy poznałam Adama, wydawało mi się, że trafiłam na mężczyznę, który podziela moje marzenia. Był czuły, odpowiedzialny i kochający – wszystko, czego pragnęłam w przyszłym ojcu moich dzieci.

Po ślubie zaczęliśmy mówić o przyszłości. „Chcę, żebyśmy mieli rodzinę” – mówiłam z entuzjazmem, a Adam zawsze się uśmiechał i odpowiadał: „Mamy na to czas.” Przyjęłam to jako znak, że również tego pragnie, ale chce chwilę poczekać.

Kiedy w końcu zdecydowaliśmy się na dziecko, byłam najszczęśliwsza na świecie. Czas ciąży był trudny – poranne mdłości, bóle pleców, niekończące się wizyty u lekarzy – ale Adam był obok mnie, wspierał mnie i zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Gdy urodził się nasz syn, Kacper, myślałam, że nic nie może zburzyć naszego szczęścia.

Poświęciłam wszystko, by być matką. Zrezygnowałam z pracy, by móc w pełni zająć się naszym dzieckiem. Dni były pełne nieprzespanych nocy, płaczu, ale także pierwszych uśmiechów, kroków i słów. Czułam, że to jest moje powołanie – być matką, dbać o naszą rodzinę, tworzyć dla nas dom.

Adam był obecny, ale z czasem coraz bardziej zdystansowany. Wracał późno z pracy, unikał rozmów o codziennych sprawach. Myślałam, że to stres, zmęczenie, może przejściowy kryzys. Ale wszystko zmieniło się pewnego wieczoru, gdy po kolejnej kłótni o jego nieobecność usłyszałam coś, co wstrząsnęło mną do głębi.

„Wiesz, dlaczego jestem taki?” – zapytał nagle, patrząc na mnie z mieszaniną złości i rezygnacji. „Bo nigdy nie chciałem mieć dzieci. Zrobiłem to dla ciebie, ale nigdy tego nie pragnąłem.”

Czułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. „Co ty mówisz, Adam?” – zapytałam, próbując zrozumieć sens jego słów.

„Mówię prawdę” – odpowiedział zimno. „Nie chciałem być ojcem. Zawsze myślałem, że zmienię zdanie, ale nigdy się to nie stało. Teraz jestem uwięziony w życiu, którego nie chciałem.”

Jego słowa były jak cios. Poświęciłam wszystko, by stworzyć dla nas rodzinę. Porzuciłam swoje ambicje, marzenia, całe swoje życie, by dać nam to, co wydawało mi się najważniejsze. A teraz dowiadywałam się, że to wszystko było jednostronne, że Adam żył w kłamstwie, które zniszczyło nasze małżeństwo.

„Dlaczego mi tego nie powiedziałeś wcześniej?” – zapytałam z łzami w oczach. „Dlaczego pozwoliłeś, żebym myślała, że tego pragniesz?”

„Bo nie chciałem cię stracić” – odpowiedział z rezygnacją. „Myślałem, że dam radę. Ale nie dałem.”

Tamtego wieczoru płakałam, siedząc sama w kuchni, podczas gdy Adam zamknął się w sypialni. Czułam się zdradzona, oszukana, jakby moje życie było jednym wielkim kłamstwem. Każda chwila, którą poświęciłam naszej rodzinie, teraz wydawała się pusta, pozbawiona sensu.

Przez kolejne dni i tygodnie próbowałam porozmawiać z Adamem, zrozumieć, co możemy zrobić, ale on wydawał się coraz bardziej zamknięty w sobie. „Nie wiem, czy tak mogę dalej żyć” – powiedział mi któregoś dnia.

Dziś, patrząc wstecz, wciąż zadaję sobie pytanie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy byłam zbyt zaślepiona swoją wizją rodziny, by dostrzec jego uczucia? A może to on powinien był być szczery od samego początku?

Choć wciąż jesteśmy razem, nasze małżeństwo nigdy już nie będzie takie samo. Każdego dnia patrzę na naszego syna i widzę w nim całą miłość, jaką mam do tego świata. Ale w głębi serca wciąż czuję żal – do Adama, do siebie, do życia, które zbudowaliśmy na fałszywym fundamencie.

Miłość, która miała być naszą siłą, stała się naszym ciężarem. A ja, choć staram się dalej walczyć, wciąż zastanawiam się, czy nasze małżeństwo ma jeszcze szansę przetrwać.