Kiedy wyjeżdżałam za granicę, miałam w sercu tylko jedną myśl: zapewnić moim dzieciom lepsze życie. Było nas troje – ja i dwójka moich synów, Kuba i Marek. Po śmierci męża ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Wiedziałam, że jedyną szansą na to, by chłopcy mieli godną przyszłość, było wyjechanie do Niemiec i podjęcie pracy, nawet jeśli oznaczało to sprzątanie cudzych domów.
Praca nie była łatwa. Sprzątałam od rana do nocy, czasem po pięć, sześć domów dziennie. Ludzie, dla których pracowałam, nie zawsze mnie szanowali – traktowali mnie jak powietrze. Ale każdą wypłatę odkładałam dla moich dzieci. Kuba chciał studiować informatykę, Marek marzył o własnym samochodzie. Każde ich życzenie starałam się spełnić, nawet jeśli oznaczało to brak pieniędzy na moje potrzeby.
Przez lata widywałam ich rzadko – tylko na święta i wakacje, kiedy mogłam wrócić na kilka dni do Polski. Za każdym razem cieszyli się z prezentów, które przywoziłam, ale czułam, że coś się między nami zmienia. Stawali się coraz bardziej obcy. Moje telefony często pozostawały bez odpowiedzi, a kiedy już odbierali, rozmowy były krótkie i wymuszone.
– „Mamo, wszystko w porządku. Nie musisz ciągle dzwonić.”
Kiedy Kuba skończył studia, a Marek kupił swój wymarzony samochód, pomyślałam, że nadszedł czas, by wrócić do Polski. Miałam nadzieję, że teraz, kiedy już osiągnęli swoje cele, będziemy mogli znowu zbliżyć się do siebie jako rodzina. Jednak rzeczywistość była zupełnie inna.
Po powrocie zastałam pusty dom. Chłopcy wyprowadzili się do swoich partnerów, a ja zostałam sama. Próbowałam nawiązać kontakt, zapraszać ich na obiady, spędzać z nimi czas, ale zawsze mieli wymówki.
– „Mamo, jesteśmy zajęci. Może innym razem.”
Pewnego dnia, gdy Marek w końcu odwiedził mnie, postanowiłam porozmawiać.
– „Marku, dlaczego tak rzadko mnie odwiedzacie? Tyle lat pracowałam, żeby wam pomóc. Czy naprawdę nie macie dla mnie czasu?”
Jego odpowiedź złamała mi serce.
– „Mamo, robiłaś to dla siebie, żeby mieć poczucie, że jesteś potrzebna. My sobie radziliśmy. Nie musiałaś wyjeżdżać.”
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wszystko, co robiłam, było dla nich. A teraz słyszałam, że moje poświęcenie było dla nich bez znaczenia.
Dziś siedzę w pustym domu i zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Czy mogłam zostać, zamiast wyjeżdżać? Czy powinnam była dać im mniej pieniędzy, ale więcej czasu? Czy moje dzieci kiedykolwiek zrozumieją, ile dla nich poświęciłam?
Czasem myślę, że miłość matki to najtrudniejsze uczucie – daje wszystko, ale często nie dostaje nic w zamian.