Stoję w przystanku autobusowym, patrząc, jak krople deszczu spływają po szybie. Jeszcze rok temu o tej porze siedziałabym w swoim samochodzie, słuchając radia i czekając na córkę, aż skończy zajęcia. Ale teraz nie mam ani samochodu, ani tej samej bliskości z moją córką.
Wszystko oddałam dla niej – mój czas, moje pieniądze, a przede wszystkim moje serce. I teraz ona mówi, że nie potrzebuje mojego wsparcia.
To było półtora roku temu, kiedy Kasia wróciła do domu z listem z uczelni. Jej oczy błyszczały z radości.
– „Mamo, dostałam się na wymarzone studia! Wiesz, co to znaczy? Będę studiować za granicą!”
Patrzyłam na nią, czując dumę i jednocześnie strach. Wiedziałam, że te studia oznaczają ogromne wydatki – czesne, zakwaterowanie, życie w innym kraju. Kasia miała trochę oszczędności z wakacyjnej pracy, ale to nie wystarczało. Patrzyłam na nią i widziałam, jak bardzo jej na tym zależy. Nie mogłam jej zawieść.
– „Mamo, będę pracować. Poradzę sobie” – zapewniała mnie.
Ale wiedziałam, że to nie wystarczy. Dlatego sprzedałam swój samochód. Był stary, ale wciąż sprawny. Pieniądze, które za niego dostałam, wystarczyły na pierwszą ratę czesnego i opłatę za akademik. Kasia nawet nie wiedziała, co zrobiłam. Dla niej to było naturalne, że jej matka zawsze znajdzie rozwiązanie.
Przez pierwszy rok dzwoniła do mnie często. Opowiadała o zajęciach, o nowych znajomych, o życiu w nowym miejscu. Czułam, że zrobiłam to, co trzeba. Ale z czasem jej telefony stawały się rzadsze. Częściej słyszałam: „Mamo, jestem zajęta. Zadzwonię później”. Ale później nigdy nie nadchodziło.
W końcu, podczas jednej z naszych rozmów, zebrałam się na odwagę i zapytałam:
– „Kasiu, czy wszystko w porządku? Czemu ostatnio tak rzadko się odzywasz?”
Jej odpowiedź była chłodna.
– „Mamo, nie musisz się o mnie martwić. Mam już swoje życie. Nie potrzebuję ciągle twojej pomocy ani wsparcia.”
Te słowa uderzyły mnie jak piorun. Jak mogła tak powiedzieć? Czy zapomniała, że to dzięki mnie mogła studiować, że oddałam dla niej wszystko?
– „Kasiu, jak możesz tak mówić? Oddałam ci wszystko, żebyś mogła realizować swoje marzenia.”
– „Mamo, nikt cię o to nie prosił. Sama podjęłaś tę decyzję.”
Te słowa bolały bardziej niż jakikolwiek cios. Czułam, że traciłam ją, moją córkę, dla której byłam gotowa zrobić wszystko. Ale dla niej to, co zrobiłam, nie miało znaczenia.
Od tamtej rozmowy Kasia odsunęła się ode mnie jeszcze bardziej. Dzwoni rzadko, a nasze rozmowy są krótkie i pełne obojętności. Kiedy próbuję z nią porozmawiać o tym, co czuję, mówi, że dramatyzuję.
Teraz stoję tutaj, czekając na autobus, i zastanawiam się, czy popełniłam błąd. Czy byłam zbyt nachalna, zbyt obecna w jej życiu? A może miłość matki zawsze jest za duża, za intensywna, by dzieci mogły ją zrozumieć?
Patrzę na mijających mnie ludzi, każdy z nich zanurzony w swoich myślach. Zastanawiam się, czy Kasia kiedyś zrozumie, jak wiele dla niej zrobiłam. Czy spojrzy wstecz i doceni to, co poświęciłam, by mogła realizować swoje marzenia. A może już na zawsze pozostanę dla niej kimś, kto „podjął decyzję samodzielnie”.
Jedno wiem na pewno – kocham ją bezwarunkowo. Nawet jeśli ta miłość nie zostanie odwzajemniona.