Samotność towarzyszy mi od lat. Gdy odszedł mój mąż, a dzieci wyprowadziły się do innych miast, mój świat powoli stawał się coraz cichszy. Na początku myślałam, że to tylko chwilowe, że życie dzieci jest teraz pełne obowiązków, ale wkrótce znów będziemy blisko. W końcu to rodzina – więź, której nic nie powinno rozerwać.
Minęły lata. Telefony stawały się coraz rzadsze, wizyty coraz krótsze. Zrozumiałam, że jestem na marginesie ich życia. Marek i Kasia, moje dzieci, mieli swoje rodziny, swoje sprawy, swoje problemy. Przestałam się narzucać, przekonana, że gdy znajdą chwilę, to sami do mnie przyjadą. Ale ta chwila nigdy nie nadeszła.
Kilka tygodni temu zdecydowałam się na coś, co długo odkładałam. Zadzwoniłam do Marka. Przypomniałam sobie, ile razy wspominał, że „mama zawsze może na niego liczyć.”
– Marku, chciałabym was odwiedzić. Może uda się spędzić razem jakiś weekend? – zapytałam, próbując brzmieć lekko, choć w środku czułam, jak serce bije mi szybciej.
Cisza po drugiej stronie trwała zbyt długo.
– Mamo, teraz nie jest najlepszy czas. Mamy sporo na głowie, dzieci mają szkołę, a my musimy się zająć remontem – odpowiedział w końcu.
– Rozumiem – powiedziałam cicho, choć nie rozumiałam. Czy naprawdę w ich życiu nie ma dla mnie miejsca, choćby na jeden dzień?
Postanowiłam spróbować z Kasią. Zadzwoniłam wieczorem, mając nadzieję, że znajdzie dla mnie chwilę.
– Kasieńko, pomyślałam, że może odwiedzę cię na kilka dni. Wiem, że dawno się nie widziałyśmy...
Jej reakcja była szybka, niemal zbyt szybka.
– Mamo, chyba nie teraz. Wiesz, u nas jest taki chaos. Poza tym musiałabyś spać na kanapie, a to nie będzie dla ciebie wygodne. Może innym razem? – powiedziała, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
Odkładając telefon, poczułam ciężar, który trudno opisać. „Może innym razem.” Ile razy już to słyszałam? Ile razy przekonywałam samą siebie, że muszę być cierpliwa, że kiedyś znajdą dla mnie czas?
Dziś siedzę w pustym domu, patrząc na stare zdjęcia mojej rodziny. Na każdym z nich jesteśmy razem – uśmiechnięci, szczęśliwi. Wtedy byłam dla nich centrum świata, teraz jestem tylko wspomnieniem, które przypomina o sobie w niewygodnych momentach.
Czy tak wygląda starość? Czy naprawdę stałam się kłopotem dla tych, których kocham najbardziej? Czy moje dzieci widzą we mnie tylko ciężar, a nie matkę, która poświęciła dla nich całe życie?
Najbardziej boli mnie nie to, że jestem samotna, ale to, że słowo „rodzina” przestało cokolwiek znaczyć. Dla mnie to wciąż wszystko. Dla nich – tylko kolejny obowiązek, który łatwo odsunąć na później. Później, które może już nigdy nie nadejść.