Wigilia za sześć dni. Powinna być nadzieja, radość z oczekiwania na spotkanie z bliskimi, ale w moim sercu jest tylko niepokój. Przez cały rok czekałam na tę chwilę – na dzień, w którym dom znów wypełni się śmiechem, rozmowami i zapachem świątecznych potraw. Moje dzieci, wnuki, obiecali, że przyjadą. Ale to nie pierwszy raz, gdy słyszę obietnice.


Pamiętam zeszły rok. Ania, moja córka, mówiła przez telefon: „Mamo, na pewno przyjedziemy. Jak zawsze!”. Marek, mój syn, zapewniał, że już dawno zarezerwował czas na Wigilię u mnie. Czekałam wtedy z niecierpliwością. Upiekłam pierniki, ulepiłam pierogi, postawiłam na stole ich ulubione dania. Kiedy zegar wybił osiemnastą, siedziałam przy stole, patrząc na puste krzesła. Telefon zadzwonił dopiero godzinę później.


– Mamo, przepraszam, ale nie damy rady – powiedziała Ania. – Dzieci są zmęczone, a drogi takie śliskie… Ale zadzwonimy jutro! Wesołych Świąt!


Marek nawet nie zadzwonił. Napisał wiadomość SMS: „Przepraszam, mamo. Wszystkiego najlepszego.”


Tego wieczoru siedziałam sama przy stole, patrząc na puste miejsca i łamiąc się opłatkiem z własnym odbiciem w oknie. Śpiewałam kolędy w ciszy, która wydawała się ogłuszać bardziej niż brak rozmów. Powtarzałam sobie, że to tylko jeden rok, że w przyszłym roku będzie inaczej. Ale czy będzie?


Dziś, sześć dni przed Wigilią, znów słyszę obietnice.


– Na pewno przyjedziemy, mamo – mówiła Ania przez telefon wczoraj. – Dzieci już nie mogą się doczekać.


– W tym roku będziemy u ciebie na pewno – dodał Marek. – Tylko zrób te pierogi, które tak uwielbiam.


Słowa brzmią pięknie, ale w moim sercu jest niepewność. Czy naprawdę dotrzymają obietnicy? Czy znów będę siedziała sama, patrząc na puste krzesła i zastanawiając się, co poszło nie tak?


Wczoraj wieczorem zaczęłam przygotowania. Wyciągnęłam stare przepisy, ustawiłam na stole świąteczną zastawę, tą samą, którą zawsze używaliśmy, kiedy dzieci były małe. Ale tym razem coś jest inaczej. Z każdym piernikiem, który piekę, z każdym krokiem, który robię w kuchni, czuję narastający smutek. Boję się rozczarowania. Boję się, że znów ich nie będzie.


Patrzę na choinkę, na bombki, które kiedyś wybieraliśmy razem. Kiedyś Wigilia była dla nas świętem bliskości, a teraz wydaje się tylko obietnicą, której nikt nie chce dotrzymać. Zadaję sobie pytanie: Czy jeszcze pamiętają, co dla mnie znaczy ten dzień? Czy w ich świecie jest miejsce na takie wspomnienia?


Czas pokaże. Może tym razem przyjdą. A może znów będę siedziała przy stole, patrząc na puste miejsca i łamiąc się opłatkiem z samotnością.