Siedzę w naszej sypialni, patrząc na ścianę. Wisi tam obraz, który kupiliśmy razem na rocznicę ślubu, jeszcze przed pandemią. Byliśmy wtedy w górach, szczęśliwi, uśmiechnięci. Wydawało mi się, że mamy wszystko – dom, rodzinę, miłość. A teraz ten obraz wydaje mi się kpiną. Symbol czegoś, co nigdy nie istniało.


Wszystko zaczęło się dzisiaj rano. Zwyczajny dzień. Wstałam wcześniej, zrobiłam kawę, usiadłam przy stole z gazetą. On przyszedł, wziął filiżankę i usiadł naprzeciwko mnie. Jego twarz była napięta, jakby w środku toczyła się jakaś walka. Pomyślałam, że może coś go gnębi w pracy.


– Musimy porozmawiać – powiedział, przerywając ciszę.


Spojrzałam na niego zaniepokojona. Te słowa nigdy nie wróżą niczego dobrego.


– Coś się stało? – zapytałam, starając się ukryć niepokój.


– Tak. Chcę, żebyś wiedziała… Zdradziłem cię. Od dawna.


Słowa spadły na mnie jak lawina. Zdradziłem cię. Od dawna. Czy dobrze usłyszałam? Zdradził? Mój mąż? Po 30 latach małżeństwa? Czułam, jak filiżanka wyślizguje mi się z rąk i rozbija na podłodze. Dźwięk porcelany pękającej na kawałki wydawał się absurdalnie cichy w porównaniu z hukiem, jaki wywołały jego słowa w mojej głowie.


– Co…? – wyszeptałam, bo na więcej nie miałam siły. Głos mi się łamał, a łzy zaczęły napływać do oczu.


– Wiem, że to nie ma usprawiedliwienia – mówił dalej, patrząc na mnie z dziwną mieszanką wstydu i determinacji. – Ale musiałem ci to powiedzieć. Nie mogę dalej żyć w kłamstwie.


Patrzyłam na niego, próbując zrozumieć. Kim jest ta kobieta? Ile to trwa? Dlaczego? Dlaczego, po tylu latach wspólnego życia, postanowił mnie zdradzić? Co zrobiłam źle?


– Kto to jest? – zapytałam w końcu, głos pełen goryczy. – I jak długo to trwa?


Spuścił wzrok. Nawet nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy.


– To koleżanka z pracy. Od trzech lat…


Trzy lata. Trzy lata kłamstw. Każde „kocham cię”, każdy pocałunek, każdy wspólny wieczór. Wszystko było kłamstwem. Wstałam gwałtownie, próbując zebrać myśli. Czułam, jak serce wali mi w piersi, a oddech staje się płytki.


– Trzy lata. A ja nic nie zauważyłam. Nic. Jak mogłeś? Po wszystkim, co razem przeżyliśmy.

Jak mogłeś mnie tak upokorzyć? – głos mi drżał, ale nie mogłam go powstrzymać.


– Przepraszam… – wyszeptał, ale to słowo niczego nie zmieniało. Nie miało mocy cofnąć tych trzech lat, nie mogło naprawić tego, co zniszczył.


– Przepraszam? To wszystko, co masz do powiedzenia? – krzyknęłam, nie mogąc już powstrzymać łez. – Przepraszam nie sprawi, że znowu ci zaufam. Przepraszam nie naprawi trzydziestu lat, które teraz wydają mi się jednym wielkim kłamstwem.


Nie odpowiedział. Siedział tylko tam, milczący, jakby czekał na wyrok. Ale ja nie miałam siły na kolejne słowa. Wybiegłam z domu, zostawiając go samego z jego „przepraszam”.


Teraz siedzę w samochodzie, zaparkowana gdzieś na uboczu, i zastanawiam się, co dalej.

Trzydzieści lat wspólnego życia. Trzydzieści lat, które wydawały się tak solidne, a teraz są jak domek z kart, który runął w jednej chwili. Czy to możliwe, by odbudować coś takiego? Czy w ogóle warto próbować? Czy po tym wszystkim będę w stanie spojrzeć na niego bez tego bólu, bez tego gniewu?


Nie wiem, co zrobię. Ale wiem jedno – ta kobieta, którą byłam przez ostatnie trzydzieści lat, przestała istnieć w chwili, gdy usłyszałam te słowa. Teraz muszę dowiedzieć się, kim jestem bez niego.