Bycie babcią zawsze wydawało mi się pięknym etapem życia. Kiedy urodziły się moje pierwsze wnuki, byłam szczęśliwa i dumna. Miałam nadzieję, że będę mogła dzielić z nimi wyjątkowe chwile, opowiadać im bajki, piec ciasta i pokazywać świat. Ale teraz, kiedy jestem babcią od kilku lat, czuję, że moje wyobrażenia zostały brutalnie skonfrontowane z rzeczywistością.
Moje dzieci – Marta i Tomek – są wspaniałymi rodzicami, ale ich życie jest pełne pracy, zobowiązań i wiecznej gonitwy. Na początku z chęcią pomagałam, opiekowałam się wnukami, kiedy tego potrzebowali. Ale z czasem ich prośby zamieniły się w oczekiwania, a ja przestałam być babcią „na specjalne okazje,” a zaczęłam być pełnoetatową opiekunką.
Każdy dzień wyglądał podobnie. Rano telefon od Marty:
– „Mamo, musisz dziś odebrać Adasia z przedszkola. Mam ważne spotkanie.”
Po południu dzwonił Tomek:
– „Mamo, możemy podrzucić ci Antosia na kilka godzin? Musimy z Karoliną załatwić kilka spraw.”
Na początku godziłam się na wszystko. Przecież to moje wnuki, moja rodzina. Ale z czasem zaczęłam czuć, że tracę siebie. Moje dni zamieniały się w niekończącą się opiekę, a moje plany i potrzeby zawsze były na ostatnim miejscu. Chciałam pójść na spacer, spotkać się z koleżankami, poczytać książkę – ale zawsze było coś ważniejszego.
Pewnego dnia, kiedy Marta poprosiła mnie o opiekę nad Adasiem po raz kolejny w tym tygodniu, postanowiłam powiedzieć, co czuję.
– „Marta, ja naprawdę kocham Adasia, ale nie mogę codziennie się nim zajmować. Potrzebuję też trochę czasu dla siebie.”
Jej reakcja była jak policzek.
– „Mamo, ale przecież ty nie masz nic do roboty. Siedzisz w domu, a my potrzebujemy pomocy. Myślałam, że mogę na ciebie liczyć.”
Te słowa zabolały mnie bardziej, niż mogłam sobie wyobrazić. Nie „mam nic do roboty”? Czy naprawdę moje życie, moje potrzeby, przestały się liczyć, bo jestem na emeryturze?
Kiedy powiedziałam o tym Tomkowi, miał podobną reakcję.
– „Mamo, co się z tobą stało? Zawsze byłaś taka pomocna. Teraz zachowujesz się jak ktoś zupełnie obcy.”
Od tamtej rozmowy coś się zmieniło. Marta i Tomek rzadziej dzwonili, a kiedy już to robili, ich ton był chłodny. Czułam, jak oddalam się od nich, jakby moja odmowa stała się powodem, by mnie odsunąć. Pewnego dnia Marta powiedziała coś, co złamało mi serce.
– „Wiesz, mamo, czasem zastanawiam się, czy w ogóle zależy ci na wnukach. Może po prostu nie jesteś dobrą babcią.”
Te słowa brzmiały w mojej głowie przez kolejne dni. Czy naprawdę byłam złą babcią? Czy kochanie wnuków oznaczało, że muszę poświęcić siebie, swoje potrzeby, swoje życie?
Dziś, kiedy siedzę w cichym domu, zastanawiam się, czy moje dzieci kiedykolwiek zrozumieją, że bycie babcią to nie to samo, co bycie nianią. Kocham swoje wnuki, ale kocham też siebie. I wiem, że mam prawo do chwili spokoju, do swojego życia.
Ale pytanie, które zadaję sobie każdego dnia, brzmi: czy moja rodzina kiedykolwiek przestanie patrzeć na mnie jak na kogoś, kto „zawiódł”? Czy jeszcze kiedyś usłyszę od nich: „Dziękujemy, mamo”? Na razie pozostaję z nadzieją, że kiedyś zrozumieją. Ale w sercu wciąż czuję ból, jakiego nie potrafię ukoić.