Rocznica ślubu zawsze była dla mnie wyjątkowym dniem. To nie musiały być wielkie gesty – wystarczył wspólny obiad, spacer, ciepłe słowo. Chodziło o to, żebyśmy na chwilę zatrzymali się i przypomnieli sobie, dlaczego jesteśmy razem. W tym roku jednak nasza rocznica była zupełnie inna – i to nie w dobrym sensie.
Rano wstałam jak zwykle, przygotowałam śniadanie, a mąż szykował się do pracy. Liczyłam, że przypomni sobie, że dziś jest nasz dzień. Ale kiedy usiedliśmy przy stole, nic nie powiedział. Żadnych życzeń, żadnej wzmianki. Pomyślałam, że może zostawia to na później, że może szykuje niespodziankę. W końcu to nasza dziesiąta rocznica.
Wieczorem, kiedy wrócił z pracy, przyniósł tylko gazetę i usiadł przed telewizorem. Czekałam, aż coś powie, ale milczał. W końcu nie wytrzymałam.
– „Wiesz, jaki dziś dzień?” zapytałam, próbując ukryć rozczarowanie.
Spojrzał na mnie zdezorientowany, jakby naprawdę nie wiedział.
– „Czwartek?” odpowiedział z lekkim uśmiechem.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Jak mógł zapomnieć? Dziesięć lat małżeństwa, dziesięć lat wspólnych chwil, radości, smutków – a on nawet nie pamiętał, że dziś jest nasza rocznica.
– „To nasza rocznica ślubu,” powiedziałam, starając się zachować spokój. „Dziesiąta rocznica.”
Przez chwilę milczał, a potem wzruszył ramionami.
– „Przepraszam, zapomniałem,” powiedział obojętnie. „Ale przecież to nie jest takie ważne.”
Te słowa były jak cios w serce. Nie ważne? Jak mógł to powiedzieć? Czy te wszystkie lata nic dla niego nie znaczyły?
– „Nie ważne?” powtórzyłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. „To nasz dzień. Dzień, który symbolizuje wszystko, co razem zbudowaliśmy. Jak możesz mówić, że to nie jest ważne?”
– „Karolina, przesadzasz,” odparł z irytacją. „To tylko data. Co zmienia to, czy o niej pamiętam, czy nie?”
Każde jego słowo bolało bardziej niż poprzednie. Przez całą naszą rozmowę nie zrobił nawet najmniejszego gestu, by naprawić sytuację, by pokazać, że mu zależy. Zamiast tego odwrócił się i włączył telewizor, jakby wszystko było w porządku.
Tamtego wieczoru nie mogłam powstrzymać łez. Nie chodziło tylko o zapomnienie. Chodziło o to, że nasz związek – coś, co dla mnie było święte – dla niego stał się czymś drugorzędnym, czymś, co można łatwo zignorować. Zaczęłam zastanawiać się, kiedy tak się stało. Kiedy przestaliśmy być dla siebie ważni? Kiedy miłość zamieniła się w rutynę?
Przez kolejne dni milczałam, starając się zrozumieć, co poszło nie tak. A on zachowywał się, jakby nic się nie stało, jakby nasze małżeństwo było tylko kolejną częścią codziennego życia, bez większego znaczenia.
Dziś wciąż próbuję znaleźć odpowiedzi. Czy mogę wybaczyć, że coś, co dla mnie było tak istotne, dla niego było tylko datą? Czy mogę dalej wierzyć, że nasz związek ma sens, jeśli on nie widzi w nim tego, co ja? Te pytania pozostają bez odpowiedzi, a ja każdego dnia zadaję sobie pytanie: czy on naprawdę mnie kocha, czy po prostu zapomniał, co to znaczy?