Elżbieta Zającówna, niezapomniana aktorka, która zdobyła serca widzów rolą w serialu „Matki, żony i kochanki”, zmarła 28 października 2024 roku w wieku 66 lat. Jej odejście poruszyło środowisko artystyczne oraz wiernych fanów, którzy pamiętają ją jako utalentowaną, ciepłą i pełną pasji osobę. Tragiczne doświadczenia zdrowotne odegrały jednak kluczową rolę w jej życiu, zmuszając ją do rezygnacji z aktorstwa.


Elżbieta Zającówna przez wiele lat zmagała się z poważną chorobą – skazą krwotoczną zwaną chorobą von Willebranda. Schorzenie to powodowało problemy z krzepliwością krwi, co wpływało na jej codzienne życie i ograniczało możliwości zawodowe. Sama aktorka otwarcie mówiła o swoich zmaganiach:


„Kiedy poważnie zachorowałam, zrozumiałam, co jest w życiu najważniejsze. Zmieniło się moje podejście do zawodu. Powiedziałam sobie, że nie będę umierać na scenie” – tłumaczyła w jednym z wywiadów.


Problemy zdrowotne wpłynęły na decyzję o zakończeniu kariery. Już podczas kręcenia „Matek, żon i kochanek” jej koleżanka z planu, Małgorzata Potocka, zauważyła, jak choroba ograniczała Zającównę:


„Nie mogła długo pracować, nie dosypiać, a czasem wymagała transfuzji krwi” – wspominała w rozmowie z „Faktem”.


Chociaż aktorka rzadko pojawiała się na ekranie, wystąpiła jeszcze w epizodycznych rolach, a ostatni raz można było ją zobaczyć w filmie „Szczęścia chodzą parami” w 2022 roku.
Zającówna nie porzuciła swojej miłości do aktorstwa. Jak wspomina jej przyjaciel Grzegorz Kucias, artystka wciąż miała nadzieję na powrót do zawodu:


„Zawsze żałowała, że musiała zrezygnować, ale wierzyła, że jeszcze poczuje się na tyle dobrze, aby wrócić. Miała wiele pomysłów i chciała znów pracować, bo kochała to, co robiła” – mówił.


Choć nie mogła realizować się jako aktorka, Zającówna nie oddaliła się od świata artystycznego. Prowadziła firmę produkcyjną Gabi, która zajmowała się tworzeniem seriali. Dzięki temu pozostała blisko branży, która zawsze była jej pasją.