To była najtrudniejsza decyzja, jaką kiedykolwiek musiałem podjąć, choć nie była tak naprawdę moją decyzją. Kiedy dowiedziałem się, że Monika, moja dziewczyna, jest w ciąży, miałem zaledwie dwadzieścia lat. Byłem młody, zagubiony, pełen strachu i niepewności. Jednak wiedziałem jedno – kochałem ją i chciałem stworzyć rodzinę. Chciałem być przy niej, wspierać ją i nasze dziecko.
Ale życie nie zawsze daje nam wybór.
Mój ojciec, człowiek surowy i bezwzględny, miał inne plany dla mnie. Dla niego moja relacja z Moniką była błędem, czymś, co nie pasowało do wizji, którą miał dla mojego przyszłego życia.
Chciał, żebym skończył studia, zdobył dobrą pracę i założył rodzinę w odpowiednim momencie – nie teraz, nie z Moniką. Był człowiekiem, który nie tolerował sprzeciwu, a ja, choć wiedziałem, że to, co mówi, było błędne, byłem zbyt młody, by przeciwstawić się jego woli.
– Musisz ją zostawić – powiedział mi pewnego wieczoru, siedząc w swoim gabinecie z wyrazem chłodnej determinacji na twarzy. – To nie jest odpowiedni czas na dziecko. Nie jesteś gotowy. Zresztą, ta dziewczyna... nie jest odpowiednia dla ciebie.
Z każdą jego kolejną słowem czułem, jak moje serce łamie się na kawałki. Wiedziałem, że nie mogę tego zrobić, że nie mogę odejść, ale jego słowa były jak ciężar, którego nie potrafiłem udźwignąć.
– Nie masz wyboru – kontynuował. – Zostawisz ją, skupisz się na studiach, a potem ułożysz sobie życie. Ona sobie poradzi. A ty... ty nie możesz zmarnować swojego przyszłego życia przez głupi błąd.
Czułem, jak krew odpływa mi z twarzy, a słowa ojca odbijały się echem w mojej głowie. Zostawić ją? Zostawić Monikę, która nosiła pod sercem nasze dziecko? Zostawić wszystko, co było dla mnie najważniejsze?
Ale presja była zbyt silna. W tamtym momencie nie potrafiłem się sprzeciwić. Pamiętam, jak następnego dnia pojechałem do Moniki, niezdolny do patrzenia jej w oczy, wiedząc, że to, co zaraz zrobię, złamie nie tylko jej serce, ale i moje. Kiedy powiedziałem jej, że muszę odejść, widziałem, jak jej twarz zbladła, a oczy wypełniły się łzami.
– Dlaczego? – zapytała, jej głos drżał od emocji. – Przecież mówiliśmy o wspólnym życiu, o naszym dziecku. Jak możesz teraz odejść?
Nie mogłem jej odpowiedzieć. Nie mogłem powiedzieć, że to decyzja mojego ojca, że nie miałem odwagi stawić mu czoła. W tamtym momencie byłem zbyt słaby, zbyt zagubiony, by walczyć o to, co było dla mnie najważniejsze.
Odszedłem, zostawiając Monikę samą z naszym dzieckiem. Przez lata myślałem o niej, o tym, co zrobiłem, o bólu, który jej zadałem. Wiedziałem, że to była największa pomyłka mojego życia, ale nie miałem odwagi, by wrócić, by naprawić to, co zniszczyłem. Czas mijał, a życie toczyło się dalej – studia, praca, nowe związki – ale Monika i nasze dziecko nigdy nie opuścili mojego serca.
Minęło dwadzieścia lat. Z każdym mijającym rokiem ból stawał się tylko głębszy. Nigdy nie zapomniałem o Monice, a każda myśl o niej i naszym dziecku przypominała mi, jak wielki błąd popełniłem. Często zastanawiałem się, co się z nią stało, jak sobie radziła, jak wyglądało życie naszego dziecka. Czy mnie znienawidziła? Czy nasze dziecko znało swojego ojca tylko jako tego, który ich porzucił?
Pewnego dnia, zupełnie przypadkowo, spotkałem ją. Było to na jednej z uroczystości rodzinnych, na którą zostałem zaproszony przez wspólnego znajomego. Kiedy wszedłem do sali, moje serce zamarło. Tam była – Monika. Nadal piękna, choć na jej twarzy widać było oznaki przeżytych lat. Obok niej stał chłopak, który musiał być naszym synem. Miał rysy twarzy, które nie sposób było nie rozpoznać.
Nie mogłem oderwać od nich wzroku. Serce waliło mi w piersi, a myśli kłębiły się w mojej głowie. Czy powinniśmy porozmawiać? Czy powinniśmy zostawić to wszystko za sobą?
Monika spojrzała na mnie. Na moment nasze spojrzenia się spotkały, a w jej oczach widziałem ból, który znałem z przeszłości. Ale widziałem tam też coś więcej – zrozumienie. Zbliżyła się do mnie, a ja nie mogłem wydobyć z siebie słowa.
– Dawno temu powinieneś był walczyć – powiedziała cicho, ale bez gniewu w głosie. – Ale los chciał inaczej. To nasze dziecko. Ma na imię Jakub.
Stałem tam, oszołomiony, nie wiedząc, co powiedzieć. Przez wszystkie te lata bałem się tego spotkania, tego momentu, a teraz, kiedy się wydarzyło, nie byłem na to przygotowany.
– Przepraszam – wyszeptałem w końcu, choć wiedziałem, że to słowo nigdy nie naprawi tego, co zrobiłem. – Zostawiłem was, ale nigdy o was nie zapomniałem.
Monika spojrzała na mnie, a jej oczy wyrażały więcej, niż mogłyby powiedzieć jakiekolwiek słowa. Po chwili kiwnęła głową.
– Może nie jest za późno – powiedziała cicho. – Może możesz naprawić to, co zostało zniszczone.
To była szansa, której nigdy nie spodziewałem się otrzymać.