Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułem, że moja mama naprawdę była zadowolona ze swojego życia. Przez całe życie goniła za czymś, czego chyba sama nie potrafiła zdefiniować.

Miłość? Stabilizacja? Może po prostu bała się samotności. Ale teraz, w wieku 65 lat, kiedy myślałem, że wreszcie znajdzie spokój, znów ogłosiła, że wychodzi za mąż. Po raz czwarty.To było jak uderzenie w twarz. Siedzieliśmy przy stole, jak zwykle, podczas rodzinnego obiadu.

Dzieci biegały wokół, rozmawialiśmy o codziennych sprawach, kiedy nagle mama oświadczyła:


– Muszę wam coś powiedzieć. Wychodzę za mąż.


Zapadła cisza. Spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Czy ona naprawdę mówiła poważnie? Już raz, po trzecim rozwodzie, przysięgała, że to koniec. Że nie potrzebuje więcej zmian, że wreszcie znalazła spokój w sobie. Ale teraz, kiedy spodziewaliśmy się, że wreszcie zwolni tempo, znów postanowiła wszystko przewrócić do góry nogami.


– Mamo… – zacząłem ostrożnie, starając się nie wybuchnąć. – Naprawdę chcesz znowu wychodzić za mąż? Masz 65 lat, jesteś babcią! Czy nie lepiej byłoby po prostu cieszyć się życiem, zamiast rzucać się w kolejny związek?


Mama spojrzała na mnie, jej twarz była spokojna, jakby zupełnie nie rozumiała moich obaw. Jej oczy, zawsze pełne energii, teraz błyszczały tym samym światłem, które widziałem u niej już trzy razy wcześniej – to samo nieokiełznane pragnienie czegoś więcej.


– Dlaczego myślisz, że wiek ma jakiekolwiek znaczenie? – odpowiedziała, patrząc na mnie z wyrzutem. – Mam prawo do szczęścia, niezależnie od tego, ile mam lat. A jeśli to oznacza, że chcę znowu wyjść za mąż, to co z tego?


Z każdą sekundą czułem, jak narasta we mnie frustracja. Przecież to nie był tylko problem jej wieku. To był problem tego, że nigdy nie potrafiła się zatrzymać, nigdy nie potrafiła zrozumieć, że nie każda miłość jest odpowiedzią na wszystkie problemy. Zawsze goniła za czymś – za marzeniem, za obietnicą, za nowym początkiem. Ale każdy kolejny związek kończył się tak samo – bólem, rozczarowaniem i rozwodem. A teraz znowu?


– Mamo, przecież już przez to przechodziłaś – próbowałem przekonać ją, patrząc w jej oczy, które zdawały się być nieprzeniknione. – Trzy razy. I za każdym razem kończyło się to katastrofą. Nie boisz się, że znowu się rozczarujesz?


Ale ona tylko pokręciła głową, jakby to, co mówiłem, nie miało dla niej znaczenia.


– Nie zrozumiesz tego, dopóki sam nie znajdziesz się na moim miejscu – powiedziała cicho, ale zdecydowanie. – Życie jest krótkie. Nie mogę siedzieć i czekać, aż coś samo się wydarzy. Jeśli mam szansę być szczęśliwa, to chcę z niej skorzystać. Nawet jeśli to oznacza, że będę próbować po raz czwarty.


Jej słowa były jak zimny prysznic. Z jednej strony wiedziałem, że miała prawo do własnych decyzji. To było jej życie. Ale z drugiej strony, widziałem, jak każdy poprzedni związek ranił ją coraz bardziej, jak po każdym rozwodzie była coraz bardziej zagubiona. Teraz, kiedy miała 65 lat, myślałem, że wreszcie znalazła spokój – przynajmniej dla siebie. Ale wyglądało na to, że jej poszukiwanie nie miało końca.


Kiedy wstała od stołu, uśmiechnęła się do mnie, jakby wszystko było w porządku. Jakby to była najzwyklejsza decyzja na świecie – wyjść za mąż po raz czwarty, bo „dlaczego nie”. Patrzyłem na nią, zastanawiając się, czy kiedykolwiek się uspokoi. Czy kiedykolwiek przestanie gonić za czymś, czego może nigdy nie znajdzie.


– Nie musisz mnie rozumieć – powiedziała na odchodne. – Po prostu żyj swoim życiem, a ja będę żyła swoim. I zobaczymy, jak to się potoczy.


A ja siedziałem tam, przy pustym stole, czując, że tracę kontrolę nad czymś, co nigdy do mnie nie należało. Bo moja mama, niezależnie od wieku, wciąż była tą samą kobietą, która goniła za swoimi marzeniami. Nawet jeśli oznaczało to, że miała się rozczarować po raz czwarty.