Moja mama od zawsze była osobą, która miała obsesję na punkcie porządku. Nigdy nie przechodziła obojętnie obok brudnego naczynia, a kuchnia lśniła każdego dnia. Jednak od pewnego czasu zaczęła zachowywać się coraz dziwniej. Wszystko zaczęło się od lodówki.


Pewnego wieczoru, kiedy wróciłam z pracy, zobaczyłam, że mama przestawia rzeczy w lodówce. Przekładała produkty z jednej półki na drugą, coś burczała pod nosem, aż w końcu powiedziała:


— Zdecydowałam, że musimy podzielić półki. Każdy będzie sam za siebie.


Zaniemówiłam. Podzielić półki w lodówce? Dlaczego? Przecież zawsze robiliśmy zakupy razem, gotowaliśmy wspólnie. Zastanawiałam się, co mogło ją do tego skłonić. Kiedy zapytałam ją o to, odpowiedziała tylko:


— Każdy powinien brać odpowiedzialność za siebie. Od teraz nie będę gotować dla ciebie ani dla taty. Macie swoje półki, a ja swoje. Proszę, żebyś tego przestrzegała.


Czułam, jak narasta we mnie gniew. Przecież to absurdalne! Myślałam, że to chwilowa zmiana, że może coś ją zdenerwowało, ale z czasem okazało się, że to nie był tylko impuls. Mama naprawdę podzieliła lodówkę. Wszyscy mieliśmy swoje miejsca, swoje produkty. Jej zachowanie stało się coraz bardziej rygorystyczne, a atmosfera w domu zaczęła gęstnieć.


Nawet najprostsze rzeczy, jak wspólne gotowanie obiadu, stały się niemożliwe. Każdy z nas jadł osobno, kupował osobno. Nasza rodzina, która kiedyś była tak blisko, nagle zaczęła żyć obok siebie. Czułam się, jakby między nami wyrósł niewidzialny mur, który trudno było zburzyć. Kiedy próbowałam z nią o tym porozmawiać, zawsze zbywała mnie krótkimi zdaniami. W pewnym momencie poczułam, że moja własna matka odsuwa mnie coraz dalej.


Pewnego wieczoru, kiedy zobaczyłam, jak siedzi samotnie w kuchni, patrząc na podzieloną lodówkę, odważyłam się zapytać:


— Mamo, dlaczego to robisz? Przecież jesteśmy rodziną. Co się stało?


Spojrzała na mnie z takim smutkiem w oczach, że przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć.


— Nie chcę być ciężarem — wyszeptała. — Chcę, żeby każdy miał swoją odpowiedzialność. Może kiedy mnie zabraknie, będziecie wiedzieli, jak sobie radzić.


Te słowa mnie zmroziły. Czy ona się czegoś bała? Czy czuła, że jej czas dobiega końca? Wtedy zdałam sobie sprawę, że jej decyzje nie wynikały z chęci podziału, lecz z głęboko zakorzenionego lęku.