Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Mój mąż też był zachwycony, a nasza rodzina zaczęła planować przyszłość pełną radości i wspólnego życia. Jednak po narodzinach naszego synka, wszystko zaczęło się komplikować.


Zdecydowaliśmy się, że po urlopie macierzyńskim wrócę do pracy. Niestety, nasze finanse nie pozwalały nam na opłacenie profesjonalnej opiekunki, więc z wielką nadzieją poprosiliśmy teściową o pomoc. Byłam pewna, że jako babcia chętnie zajmie się swoim wnukiem, zwłaszcza że miała już doświadczenie z wychowywaniem własnych dzieci. Z początku teściowa zgodziła się bez wahania, co nas bardzo ucieszyło.


Jednak kilka miesięcy później, kiedy wróciłam z pracy, teściowa czekała na mnie w salonie z poważnym wyrazem twarzy. Jej słowa zaskoczyły mnie do głębi: „Kasiu, musimy porozmawiać. Opieka nad dzieckiem to nie jest zabawa. Ja też mam swoje życie i potrzeby, więc uważam, że za moją pracę należy mi się wynagrodzenie”.


Zatkało mnie. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Przecież to jej wnuk, jej krew! Myślałam, że robi to z miłości, z chęci pomocy rodzinie. „Mamo, ale przecież to twoje wnuczę, to nie jest praca, to pomoc rodzinie” – próbowałam tłumaczyć. Jednak teściowa nie dała się przekonać.


„Kasiu, musisz zrozumieć. Ja już swoje dzieci wychowałam, teraz to wy macie swoje obowiązki. Zajmowanie się małym to ciężka praca, a czas, który spędzam z nim, mógłby być przeznaczony na coś innego. Nie mogę tego robić za darmo” – mówiła, patrząc mi prosto w oczy.


Z każdą jej kolejną wypowiedzią czułam, jak we mnie narasta gniew, ale i ogromne rozczarowanie. Jak mogła tak myśleć? W mojej głowie kłębiły się myśli, a serce waliło jak młot. „Czy naprawdę jesteśmy dla niej tylko obowiązkiem? Czy miłość babci do wnuka nie powinna być bezinteresowna?” – pytałam siebie w duchu.


Wieczorem, kiedy mąż wrócił do domu, opowiedziałam mu o tej rozmowie. Był w szoku, ale również nie wiedział, co powiedzieć. Z jednej strony nie chcieliśmy zostawić synka bez opieki, z drugiej jednak ta sytuacja wydawała się absurdalna. Mąż próbował rozmawiać z matką, ale ona twardo stała przy swoim stanowisku.


Od tamtego dnia nasza relacja z teściową uległa poważnemu ochłodzeniu. Zaczęliśmy szukać innych rozwiązań, bo nie mogliśmy dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Wiedziałam, że teściowa nie zmieni zdania, a my musimy zrozumieć, że nie możemy na nią liczyć tak, jakbyśmy chcieli.


Opieka nad naszym synkiem stała się dla niej pracą, a nie miłością. To zburzyło moje wyobrażenie o rodzinie, w której pomoc powinna być naturalnym odruchem serca. Teraz jesteśmy zmuszeni znaleźć kogoś innego, kto zajmie się naszym dzieckiem, a relacje rodzinne nigdy już nie będą takie same.