Zofia mieszkała sama w swoim mieszkaniu od wielu lat. To było jej miejsce, jej azyl, pełne wspomnień i pamiątek z życia, które przeżyła z mężem, zanim zmarł. Każdy kąt, każdy mebel miał swoją historię, a ona dbała o to, by wszystko było na swoim miejscu.


Pewnego dnia do Zofii przyszła jej synowa, Ania, z prośbą. Z jej głosu można było wyczuć pewną niepewność, ale także determinację. Ania chciała wprowadzić się do mieszkania Zofii wraz z jej synem i dwójką dzieci. Twierdziła, że mają kłopoty finansowe, że wynajem mieszkania ich przerasta, a Zofia ma przecież tyle miejsca.


Zofia poczuła, jak serce zaczyna jej bić szybciej. Przez głowę przelatywały jej setki myśli. Miała pomóc rodzinie? Przecież to jej syn, jej wnuki. Ale z drugiej strony, to było jej mieszkanie, jej przestrzeń, jej prywatność. Wiedziała, że gdyby ich wpuściła, jej życie zmieniłoby się nieodwracalnie. Straciłaby swoją samotność, swój spokój.


„Aniu, ja… nie wiem, co powiedzieć” – zaczęła Zofia, ale synowa spojrzała na nią z wyczekiwaniem.


„Proszę, mamo. Tylko na jakiś czas. To naprawdę nam pomoże” – Ania patrzyła na Zofię oczami pełnymi nadziei.


Zofia nie chciała być tą, która odmawia pomocy, ale czuła, że nie jest gotowa na taką zmianę. Wiedziała, że jej synowa ma silny charakter, że nie będzie to łatwe współżycie. A co z jej prywatnością? Gdzie znajdzie spokój, gdy dzieci będą biegać po mieszkaniu, a Ania będzie zmieniała rzeczy, które Zofia kochała?


„Ania, ja... muszę się nad tym zastanowić” – powiedziała w końcu Zofia, starając się odwlec decyzję.


Ale Ania nie zamierzała się poddać. „Mamo, nie mamy dokąd pójść. To dla nas jedyna opcja” – naciskała.


Zofia poczuła, jak narasta w niej napięcie. „Nie mogę… Nie mogę pozwolić, żebyście się wprowadzili” – wyrzuciła z siebie nagle, sama zaskoczona swoimi słowami. Ale było za późno, słowa padły.


W oczach Ani pojawiły się łzy. „Naprawdę nam odmówisz? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiliśmy?”


Zofia poczuła, jak serce jej pęka. „Ania, to nie o to chodzi. To moje mieszkanie, moje życie… Ja potrzebuję spokoju.”


Ania wstała, jej twarz stężała. „Rozumiem. W takim razie nie mamy o czym mówić.” Wyszła, nie oglądając się za siebie.


Zofia została sama w cichym mieszkaniu, które nagle wydawało jej się zimne i puste. Wiedziała, że podjęła trudną decyzję, ale nie była pewna, czy była to decyzja właściwa. Czy ochroniła siebie, czy może straciła rodzinę? Przez kolejne dni Zofia zastanawiała się nad tym, czekając na jakikolwiek znak od swojego syna lub synowej. Ale telefon milczał, a mieszkanie wydawało się bardziej puste niż kiedykolwiek wcześniej.