Propozycja, by porzucić wyłącznie procentowy mechanizm i wprowadzić stałą kwotową podwyżkę dla najmniejszych emerytur, brzmi jak realna pomoc dla najsłabszych seniorów. Jednak Zakład Ubezpieczeń Społecznych studzi emocje – czasu na wdrożenie jest zbyt mało, a budżet nie jest przygotowany na takie wydatki.

Stała kwota zamiast procentów

Prezydencki projekt zakłada, że od 2026 roku osoby z najniższymi emeryturami miałyby otrzymać gwarantowane 150 zł brutto podwyżki. Dotyczyłoby to świadczeń od poziomu minimalnego do około 3 tys. zł brutto. Wyższe emerytury nadal rosłyby procentowo.

Zmiana miałaby zrekompensować fakt, że obecny system premiuje bardziej zamożnych seniorów – procentowa podwyżka sprawia, że w złotówkach najwięcej zyskują ci z najwyższymi świadczeniami. Nowa zasada miała odwrócić ten trend i mocniej wesprzeć seniorów, którzy dziś ledwo wiążą koniec z końcem.

Kto odczuje największą różnicę

Według szacunków, najwięcej zyskałyby osoby pobierające świadczenia pomiędzy 1900 a 2400 zł brutto. W ich przypadku podwyżka mogłaby być niemal trzykrotnie wyższa niż w modelu procentowym. Seniorzy pobierający minimalną emeryturę również zauważyliby różnicę – 150 zł zamiast niewielkiej, kilkudziesięciozłotowej podwyżki.

To rozwiązanie, jak podkreśla Pałac Prezydencki, ma charakter „wyrównawczy”, lecz na drodze do jego realizacji pojawia się kilka poważnych przeszkód.

ZUS ostrzega: wdrożenie zajmie rok

Zakład Ubezpieczeń Społecznych przedstawił opinię, która może wyraźnie ochłodzić entuzjazm części seniorów. ZUS podkreśla, że aby zmodyfikować algorytmy i systemy informatyczne obsługujące świadczenia, potrzeba minimum 9–12 miesięcy. To oznacza, że żadne zmiany nie mogą wejść w życie od 2026 roku.

Co więcej, projekt dopiero trafił do konsultacji społecznych, a do przejścia ma jeszcze parlamentarną ścieżkę legislacyjną. Realny termin, według ekspertów zakładu, to najwcześniej rok 2027.

Finanse na granicy możliwości

Najpoważniejszym problemem jest jednak brak pieniędzy. Budżet Funduszu Ubezpieczeń Społecznych na 2026 rok nie uwzględnia skutków prezydenckiej propozycji. Tymczasem wprowadzenie stałej kwoty waloryzacji oznaczałoby wydatki rzędu:

  • 2,95 mld zł w pierwszym roku,
  • 3,4 mld zł w 2027,
  • 4,5 mld zł w 2028.

Pałac Prezydencki przekonuje, że środki mają pochodzić z wyższych wpływów podatkowych wynikających z inflacji. Związki zawodowe podchodzą jednak do tej zapowiedzi sceptycznie – inflacja spada, a przyszłe wpływy budżetowe są mocno niepewne.

Związki zawodowe: kolejna łatka zamiast reformy

Forum Związków Zawodowych docenia intencję projektu, ale mocno krytykuje całościowe podejście do systemu. Zdaniem Doroty Gardias, polskie emerytury wymagają głębokiej przebudowy, a nie kolejnych punktowych dodatków. Organizacja pyta również, dlaczego tak duże koszty mają być opłacane z niepewnych źródeł.

Czy reforma ma szansę wejść w życie?

Na razie nic nie wskazuje na to, by zmiana mogła obowiązywać już w 2026 roku. Wymogi techniczne ZUS, opóźnienia legislacyjne i brak zabezpieczenia finansowego sprawiają, że realny termin to rok 2027 – o ile projekt uzyska polityczne poparcie.

Na horyzoncie pojawia się więc pytanie, czy propozycja Karola Nawrockiego stanie się fundamentem nowego systemu waloryzacji, czy jedynie początkiem kolejnej politycznej debaty o emeryturach, które w Polsce od lat budzą ogromne emocje.