Choć publiczność pokochała ją jako aktorkę i artystkę, dziś wielu Polaków widzi w niej przede wszystkim matkę, która od ćwierć wieku walczy o zdrowie swojej córki. W rozmowie w podcaście „Rezultaty” aktorka opowiedziała o swojej codzienności, o „cudzie”, a także o tym, jak dramaty osobiste zmieniły całe jej życie.
Tragedie, które zmieniły wszystko
Rok 2000 okazał się punktem zwrotnym w jej życiu. Najpierw zmarł jej mąż, pisarz Jacek Janczarski. Niespełna kilka miesięcy później w dramatycznym wypadku córka Ola zapadła w śpiączkę. – Byłam w szoku przez pierwszy rok. Musiałam nauczyć się wracać do pustego domu, w którym nikt nie czeka – wyznała w szczerej rozmowie.
Wypadek córki: dramatyczne wspomnienia
Aktorka wciąż pamięta ten dzień z najdrobniejszymi szczegółami. – Rozmawiałam przez telefon, kiedy Ola straciła przytomność. Chwyciłam ją i biegłam, krzycząc, żeby w szpitalu byli gotowi. Przez tydzień po tym nie mogłam mówić – wspominała.
Narodziny misji i fundacji „Akogo?”
Z bólu narodziła się siła. Błaszczyk założyła fundację „Akogo?”, która pomaga osobom w śpiączce i ich rodzinom. Jej działania sprawiły, że w Polsce powstały ośrodki leczenia, w których pacjenci mogą korzystać z najnowszych metod terapii. – Profesor powiedział mi, że skoro jestem z artystycznego środowiska, mogę wykorzystać to, by zmieniać system. I tak się stało – przyznała.
„Cud” i codzienny kontakt z córką
Choć Ola nadal pozostaje w śpiączce, aktorka podkreśla, że ma z nią kontakt. – Ona komunikuje się emocjami, oddechem, zmianą koloru skóry. To trzeba czuć – tłumaczyła. Dodała jednak, że ważne jest, by unikać złudzeń i „myślenia życzeniowego”.
Siła płynąca z miłości
Ewa Błaszczyk, mimo osobistych tragedii, pozostała pełna energii i determinacji. Wciąż działa na rzecz innych, nie rezygnując z nadziei na wybudzenie córki. Jej historia jest dowodem na to, że nawet w najtrudniejszych chwilach można znaleźć siłę, by pomagać innym i zmieniać świat na lepsze.