Zamiast nudnych deklaracji i utartych fraz, pojawił się humor, emocje i... przejęzyczenie, które rozbroiło wszystkich – łącznie z samym premierem. Tego dnia polityka zderzyła się z obywatelskim żywiołem – i wynikło z tego coś znacznie więcej niż tylko relacja z kolejnego wydarzenia w kalendarzu.

Donald Tusk od początku nie unikał trudnych tematów. – „To, co zaczęło się 15 października, nie jest metą. To dopiero początek długiej drogi do pełnej demokracji” – mówił do zebranych w Pabianicach. Premier podkreślał, że demokracja to proces, w którym udział muszą brać nie tylko politycy, ale też obywatele.

Zwrócił uwagę na napięcia w koalicji rządzącej. – „Koalicja jest bardzo różnorodna – co widać ostatnio aż za dobrze” – dodał, nawiązując do publicznych różnic zdań pomiędzy liderami ugrupowań tworzących rząd.

Wśród przytoczonych przykładów padło też nazwisko marszałka Sejmu. Premier odniósł się do słynnych już słów Szymona Hołowni, który stwierdził, że namawiano go do zamachu stanu. Tusk nie krył rozbawienia:


– „To trochę jak z dziećmi na wakacjach. Nie mówię, że to dziecko…” – zastrzegł z uśmiechem.

Kulminacją spotkania było wystąpienie jednego z uczestników. Mężczyzna z sali postanowił odnieść się do Romana Giertycha – jednej z bardziej kontrowersyjnych postaci ostatnich miesięcy. Jego wypowiedź zapowiadała się poważnie, jednak po chwili nastąpiło coś, co całkowicie zmieniło atmosferę:

– „Ja na niego patrzyłem i dobrze, że był z córką, bo miałem ochotę podejść i powiedzieć: ‘Co ty tutaj robisz? Przecież byłeś z nimi’. Ale teraz… ja bym poszedł za nim w dym. Tak samo za Ewą Braun” – powiedział, po czym natychmiast się poprawił: – „Nie! Cofam! Trema. Chodziło mi o Ewę Wrzosek”.

Cała sala wybuchła śmiechem, a Donald Tusk teatralnie zasłonił uszy, nie kryjąc rozbawienia. Publiczność zareagowała entuzjastycznie, a sam mężczyzna uśmiechnięty zakończył wypowiedź:

– „Za takimi ludźmi, którzy pokazują sprawczość, jesteśmy gotowi pójść. Bo inaczej w 2027 naprawdę przegramy”.