Około godziny 19:30 życie setek osób zmieniło się w jednej chwili, gdy ogień ogarnął dach budynku mieszkalnego przy ul. Powstańców. Płomienie rozprzestrzeniały się błyskawicznie, wzywając do działania nie tylko straż pożarną, ale również zwykłych ludzi. Jednym z nich był mieszkaniec, który nie tylko uratował siebie i rodzinę, ale również pomógł ewakuować sąsiadów – w tym dzieci pozostawione bez opieki.

Straż pożarna została wezwana natychmiast, ale – jak relacjonował świadek – jako pierwsza na miejsce dotarła policja. Pożar był już w zaawansowanym stadium, gdy pojawiły się pierwsze wozy gaśnicze. W tym krytycznym momencie to mieszkańcy, uzbrojeni w instynkt i odwagę, wzięli sprawy w swoje ręce.

— Zobaczyłem dym, ktoś krzyczał, że się pali. Zabrałem żonę, wyszliśmy z domu. Córka była z psem, więc była bezpieczna. Zabraliśmy tylko dokumenty i przeszliśmy na drugą stronę budynku. Wtedy dach był już w płomieniach — relacjonował jeden z mieszkańców.

Ten sam mężczyzna, zanim opuścił budynek na dobre, postanowił wrócić na piętro i ostrzec sąsiadów. Zapukał do każdego mieszkania, a w jednym z nich zastał trójkę dzieci – samych, bez dorosłych. Nie zastanawiając się długo, ewakuował je i zaopiekował się nimi, dopóki nie pojawili się ich rodzice.

— Zacząłem pukać do drzwi wszystkich sąsiadów. Ludzie wychodzili zdezorientowani. Te dzieci były same. Nie mogłem ich zostawić — opowiadał z przejęciem.

Do gaszenia pożaru zadysponowano łącznie 60 zastępów straży pożarnej i około 250 ratowników. Akcja trwała wiele godzin. Poszkodowane zostały trzy osoby, w tym jeden strażak – doznał urazu nogi i został przewieziony do szpitala. Pozostali ranni otrzymali pomoc na miejscu.

W obiektach zamieszkałych przez ponad 500 osób uruchomiono natychmiastową ewakuację. Miasto Ząbki przygotowało tymczasowe noclegi, a wojewoda mazowiecki zadeklarował wypłatę szybkiej pomocy finansowej w wysokości 8 tys. zł dla poszkodowanych rodzin. Zapewniono również wsparcie psychologiczne.

Wciąż nie wiadomo, co było przyczyną pożaru i dlaczego ogień tak szybko się rozprzestrzeniał. Dochodzenie w tej sprawie zostanie przeprowadzone niezwłocznie po zakończeniu akcji ratunkowej i zabezpieczeniu miejsca tragedii.

Mieszkańcy mówią jednak już dziś jedno: w Ząbkach nie zabrakło odwagi i solidarności. – Nie czuję się bohaterem – powiedział skromnie mieszkaniec, który ratował dzieci. – Po prostu zrobiłem to, co należało.