Nie grała pierwszych skrzypiec, nie pojawiała się na okładkach magazynów, nie zabiegała o medialną atencję. A mimo to – zostawała w pamięci. Tomira Kowalik, aktorka z niezwykłą wrażliwością i pokorą wobec zawodu, zmarła w wieku 77 lat.
Dla wielu widzów jej nazwisko może być mniej znane, ale twarz – trudna do zapomnienia. Miała w sobie coś nieuchwytnego, co sprawiało, że nawet w krótkiej scenie potrafiła zbudować całą historię. Debiutowała w latach 70., pojawiając się w legendarnym serialu „Stawka większa niż życie”. To był początek długiej drogi zawodowej, która prowadziła przez film, teatr i telewizję – wszędzie tam, gdzie potrzebna była szczerość i rzemiosło.
Ukończyła Szkołę Filmową w Łodzi, uczelnię wypluwającą talenty, ale i artystów cichych – takich jak ona. Przez dekady występowała w teatrach Torunia, Gdańska i Bydgoszczy. Niestrudzenie, bez blichtru, za to z pasją i dbałością o detale. Jej gra nie była efekciarska. Była prawdziwa. Taka, jakiej dziś coraz mniej.
Jej filmografia to katalog małych, ale znaczących ról – „Supernova”, „Cisza nocna”, „Dom nad rozlewiskiem” czy „Miłość nad rozlewiskiem”. W ostatnich latach pojawiła się w serialach Netfliksa: komediowym „1670”, gdzie zagrała rolę starej chłopki, oraz w ciepło przyjętym „Gangu Zielonej Rękawiczki”. Dzięki tym produkcjom odkryło ją młodsze pokolenie – a ci, którzy dopiero ją poznali, nie kryli zachwytu.
Tomira Kowalik była artystką pokolenia, które stawiało na jakość, a nie popularność. Zostawiła po sobie ślad – nie krzykliwy, ale trwały. O jej śmierci poinformowano za pośrednictwem portalu filmpolski.pl. Brak szczegółów, brak medialnego szumu. Jakby wszystko działo się dokładnie w duchu jej życia – spokojnie, z godnością.
Niech odpoczywa w pokoju. A nam niech zostanie jej cichy głos, obecność na ekranie i role, które pokazują, że mniej znaczy więcej.