Po burzliwych tygodniach kampanii i emocjonującej drugiej turze wyborów prezydenckich 2025, oczy całego kraju ponownie zwrócone są na Sąd Najwyższy. To właśnie tam, 1 lipca o godzinie 13:00, zapadnie decyzja, która oficjalnie zakończy – lub nie – wyborczą batalię. W grze nie są już tylko liczby. Chodzi o legitymację najwyższego urzędu w państwie.

Karol Nawrocki, który w drugiej turze zdobył 50,89% głosów, teoretycznie wygrał. Praktycznie – wciąż czeka. Ponad 50 tysięcy protestów z całej Polski trafiło do Sądu Najwyższego. Zarejestrowano ponad 10 tysięcy z nich. To skala, jakiej jeszcze nie widzieliśmy w najnowszej historii wyborów prezydenckich. I choć tylko trzy z protestów uznano za zasadne (bez wpływu na wynik), zlecono też przeliczenie głosów w wybranych komisjach. Ostrożność? Tak. Ale też wyraźny sygnał: nic nie zostanie przemilczane.

Nieprzypadkowo SN postanowił przeprowadzić posiedzenie w sprawie ważności wyborów w formule jawnej. 1 lipca o godzinie 13:00, sala A – to będzie nie tylko moment decyzji, ale i demonstracja przejrzystości. Demokracja nie działa za zamkniętymi drzwiami. Tego dnia każdy obywatel będzie mógł symbolicznie „uczestniczyć” w tym rozstrzygnięciu.

Jak podano, rozpoznanie wyborów nastąpi w pełnym składzie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych – dokładnie tak, jak przewiduje Konstytucja.

Choć większość obserwatorów nie spodziewa się unieważnienia wyniku, to procedury nie są formalnością. Stawką jest wiarygodność systemu wyborczego i polityczna stabilność kraju. W przeszłości w podobnych sytuacjach decyzja Sądu Najwyższego była formalnym potwierdzeniem wyniku. Tym razem jednak presja jest większa, skala protestów bezprecedensowa, a społeczna temperatura – wysoka.

Jeśli decyzja SN będzie pozytywna, Karol Nawrocki będzie mógł wreszcie przyjąć oficjalny mandat. Wtedy dopiero – po wielu tygodniach niepewności – rozpocznie się nowy rozdział polskiej prezydentury. Do tego czasu – żadnych oficjalnych toastów, żadnych zmian w Pałacu. Tylko cisza przed decyzją.