Do piątku 20 czerwca w Sądzie Najwyższym zarejestrowano aż 27 340 zgłoszeń, a kolejne tysiące nadal czekają na rozpatrzenie. Choć skala jest bezprecedensowa, jedno pozostaje pewne: ogólnopolskie przeliczenie głosów się nie odbędzie.
Prezes Sądu Najwyższego kierujący Izbą Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, prof. Krzysztof Wiak, rozwiał wszelkie nadzieje tych, którzy liczyli na powszechny audyt wyborczy. W rozmowie z Money.pl jasno zaznaczył, że prawo nie przewiduje możliwości ogólnokrajowego ponownego przeliczenia głosów.
– „Nie ma takiej instytucji w polskim systemie prawnym. Kodeks wyborczy ani inne akty normatywne nie przewidują takiego scenariusza” – podkreślił sędzia Wiak.
Co więcej, wiele z protestów — jak ocenił — jest schematycznych i nie zawiera rzeczowych podstaw, które mogłyby skłonić Sąd do interwencji. W większości przypadków brak jest konkretnych zarzutów czy udokumentowanych nieprawidłowości, co znacząco ogranicza możliwości ich rozpatrzenia.
Choć szeroko zakrojonego przeliczenia nie będzie, Sąd Najwyższy działa w tych przypadkach, które budzą realne wątpliwości. W niektórych miejscowościach, jak Kraków, Gdańsk, Katowice, Tarnów i Białystok, zlecono oględziny kart do głosowania. To efekt konkretnych sygnałów o możliwych błędach – np. przypisaniu głosów jednemu kandydatowi zamiast drugiemu.
Tylko w sytuacjach, w których nieprawidłowości mogły realnie wpłynąć na wynik wyborów w danym obwodzie, SN może zdecydować o ponownym przeliczeniu głosów lub nawet korekcie wyniku.
– „Nie działamy pod wpływem emocji. Potrzebujemy dowodów” – mówił Wiak, podkreślając, że „przeliczenie na wszelki wypadek” byłoby nie tylko niezgodne z prawem, ale też niesprawiedliwe wobec tysięcy osób zaangażowanych w uczciwe przeprowadzenie wyborów.
Zgodnie z przepisami, Sąd Najwyższy ma czas do 2 lipca, by ogłosić uchwałę w sprawie ważności wyborów. To oznacza, że w najbliższych dniach każda zgłoszona sprawa musi zostać oceniona zarówno pod kątem formalnym, jak i merytorycznym. Tylko rzetelna analiza da odpowiedź, czy gdziekolwiek doszło do błędów, które mogłyby mieć wpływ na końcowy rezultat.
Mimo rosnącego napięcia społecznego i pojawiających się teorii o nieprawidłowościach, Sąd Najwyższy — jak podkreśla jego prezes — stoi na straży procedur. Emocje, choć zrozumiałe, nie mogą przesłonić faktów i litery prawa.
Ten wybór między zaufaniem do instytucji a roszczeniowym podejściem do wyników głosowania staje się testem dla dojrzałości demokracji. Jak pokazuje postawa Sądu Najwyższego, wiarygodność procesu wyborczego nie buduje się przez spektakularne gesty, lecz poprzez konsekwentne, rzetelne i bezstronne działanie.