Tym razem powodem są kontrowersyjne wypowiedzi dwóch najważniejszych postaci w państwie – prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Donalda Tuska. W tle: wybory, ich ważność i narastające napięcie społeczne.

Wszystko zaczęło się od emocjonalnego wpisu prezydenta opublikowanego na platformie X. Andrzej Duda nie owijał w bawełnę – jasno zasugerował, że „poważna ekipa” może próbować podważyć wolę wyborców, a on sam nie zamierza się temu biernie przyglądać.

– Premier Tusk grzmiał dziś na posiedzeniu rządu, że: „nie wolno lekceważyć nawet jednego głosu”. Pełna zgoda. Właśnie dlatego ostrzegam moich rodaków – radzę Państwu: dobrze pilnujcie swoich oddanych w wyborach głosów! – napisał prezydent.

I dodał równie dobitnie:

– Zapewniam, że jako wyborca i jako strażnik ciągłości władzy państwowej będę pilnował razem z Wami. Mam wrażenie, że komuś wyraźnie nie pasuje wybór dokonany ostatnio przez Polaków.

Prezydent nie podał nazwisk ani konkretnych działań, ale w jego słowach wybrzmiała wyraźna aluzja – ktoś ma rzekomo próbować unieważnić wynik demokratycznych wyborów.

Premier Donald Tusk odpowiedział jeszcze tego samego dnia. Podczas posiedzenia rządu odniósł się do wpisu prezydenta w sposób stanowczy, ale bardziej wyważony. Zaapelował o szacunek dla każdego głosu i powstrzymanie się od siania niepokoju.

– Nikt, nawet jeśli to najwyższy urząd w państwie, nie ma prawa lekceważyć jednego zmarnowanego głosu. Nie jesteśmy od oceniania, czy wybory były ważne, ale nie wolno sugerować, że ktoś chce odebrać Polakom ich wybór – powiedział premier.

To nie pierwszy raz, kiedy relacje między głową państwa a szefem rządu stają się tak napięte. Jednak tym razem stawka wydaje się wyjątkowo wysoka – chodzi o zaufanie społeczeństwa do uczciwości procesu wyborczego.

Prezydent apeluje o czujność i wierność demokratycznym wartościom, premier – o odpowiedzialność i unikanie niepotrzebnych emocji. Obaj odwołują się do patriotyzmu i troski o dobro wspólne, ale ich przekaz jest całkowicie odmienny.

Choć jak dotąd nie pojawiły się żadne oficjalne sygnały, że wyniki wyborów miałyby zostać zakwestionowane, słowna wojna już trwa. I to taka, która może przenieść się z politycznych salonów na ulice, fora internetowe i domowe rozmowy przy stole.

Czy to tylko retoryczna walka o narrację, czy początek poważniejszego kryzysu instytucjonalnego? Jedno jest pewne – emocje wokół wyborów w Polsce wciąż nie opadły.