To opowieść o milczeniu, wpływach i walce o podstawowe prawo – wolność wyboru ostatniej drogi dla bliskiej osoby. W Świętochłowicach na Śląsku wybuchł konflikt, który choć dotyczy spraw ostatecznych, wzbudza ogromne emocje i kontrowersje. W centrum sprawy znajduje się lokalny zakład pogrzebowy oraz... proboszcz parafii.
Jeszcze niedawno zakład pogrzebowy prowadzony przez panią Anetę organizował w Świętochłowicach kilkanaście pochówków miesięcznie. Dziś są to zaledwie pojedyncze zlecenia. Przyczyną tego drastycznego spadku – jak twierdzi właścicielka firmy – jest nieformalny zakaz wstępu na cmentarz parafialny, wprowadzony przez miejscowego duchownego.
Z relacji rodzin zmarłych wynika, że rozmowy z proboszczem często kończyły się sugestią, by nie korzystać z usług konkretnego zakładu. Tak było w przypadku pana Tomasza, który planował pochować ojca w parafialnym grobie. — Proboszcz powiedział, że z Lacrimą nie ma szans. Zrezygnowaliśmy z tego miejsca — opowiada w rozmowie z reporterami programu „Interwencja”.
Podobne historie usłyszeć można od innych mieszkańców. Słowo „niewidzialny zakaz” pada często, choć nikt go oficjalnie nie wydał. Wiele wskazuje jednak na to, że sugestia kapłana wystarcza, by rodzina zmieniła decyzję.
Według prawniczki Aleksandry Cempury działania duchownego nie mają żadnego oparcia w przepisach. — Ksiądz jako zarządca cmentarza nie może narzucać rodzinie konkretnego zakładu pogrzebowego. Nie ma też prawa odmówić wstępu innym firmom — tłumaczy.
Podobnie wypowiada się Krzysztof Wolicki z Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego: — Takie sytuacje są naganne, ale niestety powszechne. W niektórych parafiach ksiądz dogaduje się z wybranym przedsiębiorcą i tylko jemu daje zgodę na organizację pogrzebów.
Reporterzy próbowali porozmawiać z proboszczem, by poznać jego wersję wydarzeń. Duchowny jednak nie był skory do wyjaśnień. — Nigdy tego nie mówiłem. Wszystko zostało wyjaśnione — odparł stanowczo i zakończył rozmowę.
Pani Aneta mówi, że wielokrotnie próbowała nawiązać dialog. — Dzwoniłam, poszłam na plebanię, ale nigdy nie zostałam wpuszczona. Tylko przez domofon usłyszałam, że nie jesteśmy mile widziani — relacjonuje.
Choć biskup diecezjalny miał wydać polecenie, by firma Lacrima mogła swobodnie działać na cmentarzu, nic się nie zmieniło. Zastraszone lub zniechęcone rodziny wolą nie ryzykować i wybierają inne nekropolie. Tym samym powstaje groźny precedens – że decyzja o miejscu i formie pochówku nie należy już do bliskich zmarłego, lecz do osoby duchownej, kierującej się niejasnymi motywacjami.
Sprawa ze Świętochłowic nie jest wyjątkiem. Eksperci alarmują, że podobne konflikty rozgrywają się w wielu miejscach w Polsce – najczęściej po cichu, bez mediów i bez reakcji przełożonych. A przecież chodzi o coś najważniejszego – prawo do pożegnania ukochanej osoby w wybrany przez rodzinę sposób.