Do podziału trafi 1,25 miliona złotych. Inicjatywa – choć na pierwszy rzut oka profrekwencyjna – budzi wątpliwości natury politycznej i prawnej. Opozycja zarzuca marszałkowi działanie z korzyścią dla konkretnego kandydata.
W poniedziałek ogłoszono wyniki „konkursu frekwencyjnego”. Najwięcej środków, pół miliona złotych, otrzyma gmina Chrzanów (84,72 proc. frekwencji). Kolejne nagrody przypadły gminom: Godziszów, Rossosz, Głusk i Konopnica – wszystkie liczące do 20 tys. mieszkańców. We wszystkich tych miejscach zdecydowanie zwyciężył Karol Nawrocki, kandydat popierany przez obóz rządzący.
Nagrody, choć formalnie przyznane w ramach konkursu, spotkały się z ostrą reakcją opozycji. Europosłanka Koalicji Obywatelskiej Marta Wcisło złożyła zawiadomienie do Państwowej Komisji Wyborczej. Jej zdaniem mamy do czynienia z próbą „obejścia” zasad finansowania kampanii.
– Taka forma wsparcia tylko dla najmniejszych gmin to nie promocja demokracji, lecz próba wywarcia wpływu na wynik wyborczy. Wszyscy wiedzą, że to właśnie tam PiS ma największe poparcie – mówi Wcisło. Zwraca też uwagę, że na materiałach promujących akcję widniała twarz marszałka województwa, który sam jest politykiem związanym z tą partią.
Zupełnie inaczej widzi to zarząd województwa. Rzecznik marszałka, Remigiusz Małecki, przekonuje, że ideą nagrody było wyrównanie szans i przeciwdziałanie barierom transportowym w regionie. – W wielu wsiach problemem jest dojazd do lokalu wyborczego. Gminy i lokalne OSP miały motywację, by organizować transport i zachęcać mieszkańców do głosowania – tłumaczy.
Według urzędników konkurs nie obejmował większych miast, bo dla nich wsparcie w wysokości kilkuset tysięcy złotych nie byłoby realnym impulsem do działania.
Sprawa wywołuje szerszą dyskusję: gdzie kończy się mobilizacja obywatelska, a zaczyna polityczny PR? Organizowanie akcji wspierających udział w wyborach staje się coraz częstszym narzędziem samorządów i instytucji państwowych. Jednak gdy nagrody finansowe trafiają tylko do określonych grup, a ich przyznanie towarzyszy konkretny przekaz polityczny – pojawia się pytanie o przejrzystość i bezstronność takich działań.
– Promowanie frekwencji to jedno. Ale kiedy narzędzie to staje się wybiórcze i powiązane z politycznym interesem, rodzi to poważne wątpliwości – podsumowuje politolog dr Tomasz Sikora z UMCS.
Czy działania lubelskiego urzędu były formą zachęty, czy politycznej strategii? Odpowiedź być może przyniesie postępowanie PKW. Tymczasem sprawa już teraz podzieliła opinię publiczną i może stać się precedensem dla przyszłych wyborów.