„Kochane Głodomory” – tak zwracał się do swoich fanów na Instagramie. Kilka dni później już go nie było. Tomasz Jakubiak, charyzmatyczny kucharz, juror „MasterChefa” i jeden z najbardziej lubianych głosów polskiej gastronomii, odszedł po długiej walce z rzadkim nowotworem. Ale jego ostatni wpis nie był pożegnaniem. Był listem – pełnym wdzięczności, delikatności i siły ducha.
Jeszcze w Atenach, gdzie przebywał na leczeniu, znalazł w sobie energię, by napisać do tych, którzy od miesięcy wspierali go w tej nierównej walce. Nie pisał o strachu. Nie pisał o cierpieniu. Pisał o zrozumieniu, wdzięczności i nadziei.
„Jak widzicie, jestem mniej aktywny w mediach społecznościowych. Obecnie przebywam w Atenach, gdzie intensywnie się leczę” – zaczynał.
Nie chciał współczucia. Nie żądał uwagi. Prosił tylko o wyrozumiałość.
Kochane Głodomory,
jak pewnie zauważyliście, jestem ostatnio mniej aktywny w mediach społecznościowych.
Obecnie przebywam w Atenach, gdzie intensywnie się leczę. Walka, którą toczę, wymaga ode mnie ogromnej ilości czasu, sił i pełnego skupienia. Każdy dzień to wyzwanie, któremu staram się sprostać z pełnym zaangażowaniem.
Z całego serca dziękuję Wam za troskę, wiadomości i wsparcie – są dla mnie naprawdę niezwykle ważne. Zaglądam czasem na Instagrama, czytam Wasze komentarze i wiadomości, choć nie jestem w stanie każdemu z osobna odpisać. Proszę, nie odbierajcie tego jako obojętności – po prostu muszę teraz skupić się w pełni na leczeniu.
Mam nadzieję, że to zrozumiecie. Wasza obecność, dobre słowa i pozytywna energia są dla mnie nieocenione.
Z wdzięcznością,
Tomasz Jakubiak
Choć walczył z jednym z najrzadszych nowotworów jelita cienkiego i dwunastnicy, którego ból opisywał jako „jakby ktoś wwiercał się w udo, w ręce, w stopy”, nigdy nie odebrał sobie prawa do bycia dobrym, serdecznym człowiekiem. Nawet wtedy, gdy – jak sam przyznał – musiano przypinać go pasami do łóżka, by zniósł cierpienie, znajdował w sobie siłę, by podziękować.
W jego słowach nie było goryczy. Była w nich wiara.
„Walczę dalej. Z całych sił. Dziękuję, że jesteście” – napisał w komentarzu pod grafiką z oświadczeniem.
Dziś wiemy, że były to jego ostatnie słowa skierowane do świata. Ale nie były to słowa rozpaczy. Były to słowa człowieka, który odchodził w godności, otoczony miłością, wspierany przez tysiące ludzi – bliskich, nieznajomych, tych, których poruszył jego smak, głos, obecność.
Społeczność, którą zbudował wokół siebie, nie była przypadkowa. To ludzie, którzy pamiętają jego walentynki spędzone w kinie z żoną, jego opowieści z planu, jego miłość do prostych smaków i ludzi. To oni przekazali ponad milion złotych na jego leczenie. To oni dziś żegnają go nie tylko jako kucharza, ale jako człowieka, który uczył, że nawet w najciemniejszych chwilach można mówić z uśmiechem i wiarą.
Tomasz Jakubiak nie odszedł po cichu. Odszedł, zostawiając po sobie echo – ciepłe, mocne, prawdziwe. A jego ostatni post, skromny i pozbawiony patosu, dziś brzmi jak testament „Dziękuję, że jesteście”.