Spojrzałam na teściową, która stała nade mną z wyrazem nieskrywanej dezaprobaty. W jej oczach zawsze robiłam coś nie tak.
— Tak się nie trzyma noża. Powinnaś robić to szybciej.
Zacisnęłam usta i kontynuowałam krojenie, starając się nie zwracać na nią uwagi. Ale ona nigdy nie dawała mi spokoju.
Od samego początku dawała mi do zrozumienia, że nie jestem wystarczająco dobra dla jej syna.
— Michał zawsze miał idealnie wyprasowane koszule — rzuciła kiedyś, przeglądając nasze rzeczy. — Jakoś teraz tego nie widzę.
Albo:
— Mój syn uwielbia domowe ciasta. A ty co? Kupujesz gotowe?
Każde jej słowo było jak ukłucie szpilką.
Mój mąż? On tylko się uśmiechał.
— Oj, mama już tak ma. Nie przejmuj się.
Nie przejmuj się.
Ale jak miałam się nie przejmować, kiedy każdego dnia czułam, że jestem oceniana, porównywana, krytykowana?
Pewnego dnia przygotowałam kolację. Spędziłam nad nią kilka godzin, chciałam, żeby wszystko było idealne. Kiedy teściowa weszła do kuchni, spojrzała na stół i skrzywiła się.
— Naprawdę podałaś to na tych talerzach?
Patrzyłam na nią, czując, jak cała moja energia uchodzi.
— A co jest z nimi nie tak?
— Są za małe. W moim domu zawsze używało się dużych talerzy.
Zamknęłam oczy.
Talerze.
Teraz nie byłam wystarczająca nawet w kwestii talerzy.
Tego wieczoru, kiedy leżałam obok męża, powiedziałam cicho:
— Nie dam już rady.
Odwrócił się do mnie leniwie.
— O czym mówisz?
— Twoja matka.
— Znów coś ci powiedziała?
— Zawsze coś mówi.
Przez chwilę milczał.
— No ale wiesz… ona nie chce źle. Po prostu dba o mnie.
— O ciebie? — zaśmiałam się gorzko.
— Tak.
Zrozumiałam wtedy, że nigdy się nie zmieni.
Ani ona, ani on.
Nigdy nie będę wystarczająca.