Spojrzałam na zegarek. 07:58.

Ona znowu przyszła.

Jeszcze nie zdążyłam wstać z łóżka, a już wiedziałam, że ten dzień będzie koszmarem.

Mój mąż spał spokojnie obok mnie.

Jemu dzwonek nie przeszkadzał.

Bo to nie jego dotyczyła ta wizyta.

To mnie teściowa będzie dzisiaj kontrolować.

Ledwo otworzyłam drzwi, weszła do mieszkania jak do siebie.

— No w końcu! Już myślałam, że coś ci się stało!

— Mamo, jest ósma rano… — westchnęłam.

— No właśnie! A w domu brud!

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

Przyszła tuż po świcie, żeby mi powiedzieć, że źle prowadzę dom?

— Marek nie lubi, jak są okruchy na stole — powiedziała, machając ścierką.

— Marek śpi — odpowiedziałam, masując skronie.

— A ty już powinnaś sprzątać!

Spojrzałam na kuchnię.

Była czysta.

Ale dla niej nigdy nie było wystarczająco czysto.

— Pościeliłaś już łóżko?

— Jeszcze nie zdążyłam.

— Bo śpisz do późna!

Późno?

O ósmej rano?!

— W moich czasach kobiety wstawały o szóstej i wszystko było gotowe!

— W moich czasach ludzie szanują cudzą prywatność — odparłam z wymuszonym uśmiechem.

Ale ona nawet tego nie usłyszała.

Już stała w kuchni, poprawiając moje szklanki.

— Źle ustawione. Tak nie można.

— Mamo, naprawdę musisz przychodzić codziennie?

Spojrzała na mnie z wyrzutem.

— A kto cię nauczy być dobrą żoną?!

Tamtego ranka coś we mnie pękło.

Miałam dość.

— Wiesz co? Możesz sprzątać, jeśli chcesz, ale ja wracam do łóżka.

— Jak to?!

— Tak to.** To mój dom. Moje zasady.**

Jej usta zacisnęły się w wąską kreskę.

— Twój dom?

— Tak. A skoro nie potrafisz tego zaakceptować, to może przestań tu przychodzić.

Patrzyła na mnie przez długą chwilę.

Potem chwyciła torebkę i wyszła.

Bez słowa.

Nie wiem, czy wróci jutro.

Ale wiem jedno.

Już nigdy nie pozwolę jej rządzić moim życiem.